We wtorek, 30 sierpnia, w Bydgoszczy odbyła się Debata Regionalistów Kujawsko-Pomorskich. Chciałoby się powiedzieć: nareszcie. Mimo tego, że debata, będąca przygotowaniem do zaplanowanej na listopad Konferencji Regionalistów, rodzi więcej pytań niż odpowiedzi.
Debata zorganizowana przez Wyższą Szkołę Gospodarki w Bydgoszczy odbyła się w Młynach Rothera na Wyspie Młyńskiej. W spotkaniu uczestniczyli historycy, rekonstruktorzy, animatorzy kultury, dziennikarze, etnografowie – słowem: regionaliści. Na początku padły słowa, że nie będziemy definiować tego słowa. I choć padały próby stworzenia czy też cytowania tej definicji, ostatecznej nie wyłoniono. A to błąd. Nie mając zdefiniowanego odbiorcy takich spotkań trudno go odnaleźć, trudno jasno stwierdzić o kim można powiedzieć, że jest regionalistą. Czy jest nim tylko historyk zajmujący się dziejami danego regionu? Czy jest to etnograf skupiony na danym regionie? Czy bibliotekarz gromadzący informacje w bibliotece to już regionalista czy jeszcze robi to w ramach swoich obowiązków służbowych? Oczywiście nie odnosząc się do przeszłości należy dostrzec współczesność – jeden z uczestników debaty zauważył rolę lokalnych klubów sportowych w budowaniu tożsamości regionalnej – ale czy to znaczy, że trener gminnego klubu piłkarskiego jest regionalistą? W moim rozumieniu – nie.
Kim zatem jest regionalista? Nie sięgając po uczone definicje stworzone przez encyklopedystów pozwolę sobie samodzielnie stworzyć opis regionalisty: to człowiek gromadzący i upowszechniający wiedzę o historycznym, przyrodniczym i kulturalnym dziedzictwie danego regionu. Oczywiście pojęcie regionu może obejmować jedną wieś, miasto, gminę, parafię, powiat, krainę historyczno-geograficzną lub województwo.
Regionaliści są. To rzecz bezsprzeczna. To Szymon Wiśniewski który w swoich filmikach o dziejach okolic Golubia-Dobrzynia propaguje historię, to rekonstruująca ją Patrycja Piłat z zamku w Radzyniu Chełmińskim, znakomita popularyzatorka przeszłości Joanna Kalenik z podbrodnickich Cieląt, to ratująca w Borach Tucholskich haft szkoły borowiackiej Maria Ollick, popularyzatorka kultury Kujaw Krystyna Lewicka-Ritter, to przypominający o postaciach zasłużonych dla Torunia Michał Targowski… To cały szereg osób działających w swoich małych ojczyznach.
Jako historyk regionalista mam mały żal do świata nauki, do profesorów ze świata akademii i uniwersytetów. Gdybyśmy wybrali jako specjalizację dziejów antycznej Grecji, dziejów wojskowości, średniowiecznych zamków, wojen, wikingów, nawet Japonii w epoce Meiji, wówczas tytułowano by nas historykami i ceniono na równi z innymi. Niestety, wybierając drogę regionalną zostaliśmy mimowolnie zepchnięci na margines dyskusji historycznych. Ile bowiem osób zajmuje się historią Wąbrzeźna, Więcborka, Radziejowa czy Solca Kujawskiego? Nawet jeśli więcej niż jedna, to za mało, by uniwersytety chciały o tym wydawać artykuły naukowe, organizować konferencje. Obdarza się nas może sympatycznym ale mało szanownym tytułem „pasjonat historii lokalnej”. Ci, którzy wybrali dzieje Warszawy mogą liczyć przynajmniej na tytuł varsavianisty. Pozostałe miasta i regiony już takich nazw nie mają. A gdyby istnieli limanoviści, fredeckiści?
Czego jako regionaliści potrzebujemy? Banalnie – pieniędzy. Wiele przedsięwzięć potrzebuje wsparcia finansowego: organizacja warsztatów, realizacja filmów edukacyjnych, wydawanie książek, umieszczanie tablic pamiątkowych, organizacja wydarzeń to wszystko pociąga za sobą koszty. Po drugie – wsparcia organizacyjnego. Nadto potrzebne jest docenienie. Nie chodzi o zwykłe poklepanie po plecach, uścisk dłoni prezesa „no fajnie, fajnie, rób tak dalej”. Do pewnego momentu takie słowa są ważne, potrzebne, ale jeśli chcemy rzeczywiście, aby regionaliści poczuli, że są ważnie, potrzeba czegoś więcej. Zaryzykuję stwierdzenie, że przyszedł czas na Odznakę lub Medal przyznawany regionalistom za działania na rzecz ich Małej Ojczyzny. Wręczany w danej społeczności uroczyście, tak, aby był to przykład dla innych.
Przykład dla innych – to bardzo ważne, ponieważ jak powiedziano na debacie, trudno jest wychować swojego następcę. Łatwo jest na chwilę zainteresować, nawet wzbudzić regularne zainteresowanie, ale wychować kogoś, kto w sztafecie pokoleń przejmie po nas zajmowanie się dziejami regionu.
Takie spotkania są zatem bardzo potrzebne – możliwość dyskusji, wymiany poglądów, zetknięcia teorii z praktyką, z przedstawicielami samorządów, instytucji kultury dają możliwość integracji, weryfikacji wyobrażeń. I zapewne pozwalają na przynajmniej próbę udzielenia odpowiedzi na wiele pytań związanych z regionalizmem.
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!