Nadchodzi czas jesiennych wypadów! Czas zaplanować ciekawą wycieczkę po naszej ukochanej Wielkopolsce. Uwielbiam „klimaty” naszych starych dworków. Ciekawi mnie ich historia, ich losy i życie ludzi kiedyś w nich mieszkających. A że dodatkowo kilka dni wcześniej wygrzebałem, gdzieś na dolnej półce w bibliotece, zakurzoną książkę o historii ziemi kiszkowskiej (ale nie tylko) postanowiłem wybrać się w te właśnie okolice, po to by zobaczyć owe interesujące obiekty na własne oczy i podzielić się wrażeniami.
Te wspaniałe dworki ze swoistym klimatem i ciekawą przeszłością są w różnym stanie. Niektóre popadają w ruinę, a te najbardziej lubię, bo są bardziej tajemnicze i pobudzają wyobraźnię. Smutne jest jednak to, że powoli umierają... Inne, najczęściej w prywatnych rękach, są pięknie odremontowane, biją blaskiem i przepychem, lecz zupełnie niedostępne dla zwyczajnego turysty. Zwykle stoją za wysokim murem, otoczone zasiekami i odstraszającymi tabliczkami typu „Wstęp wzbroniony”, „Uwaga ostry pies” - a to również smutne…
Pierwszy przystanek – wieś Glinno. Wprawdzie to nie jest jeszcze gmina Kiszkowo, ale warto tutaj zajrzeć. W tutejszym dworku mieszka obecnie kilka rodzin. Na uwagę zasługuje grodzisko stożkowate o średnicy 80 m i wysokości 5 m, otoczone śladami fosy i malowniczo położone w szerokiej i głębokiej dolinie rzeki Małej Wełny około 800 m na wschód od wioski. Ach, co to musiał być za widok - drewniany gród, nad którym unosiły się dymy z ognisk rzemieślników, rybaków czy wojów zajętych swymi codziennymi zajęciami!
Następnie kierujemy się do Jagniewic. Znajduje się tu dworek z 1800 roku popadający w ruinę, w stylu, który uwielbiam - prosty, parterowy, z zagospodarowanym poddaszem, z płaskim dachem, położony pięknie nad doliną Małej Wełny. „Przeryłem” cały internet, szukałem w przewodnikach turystycznych i... nic, żadnych informacji o tym dworku, co wzbudza u mnie jeszcze większą ciekawość i chęć odkrycia tajemnicy tego obiektu. Wyobraźnia podpowiada mi bowiem, że ową posiada. Poniżej dworku, koło mostku, znajduje się malownicze miejsce, na którym stoi tajemniczy krzyż pod pochyloną, jakby płaczącą, starą wierzbą, smagającą swymi witkami wody leniwie płynącej rzeczki Małej Wełny. Nie doszukałem się o nim żadnych informacji, ale prawdopodobnie ktoś się tu utopił…
Potem kierujemy się na Jabłkowo, gdzie znajduje się dwór rodziny Brzeskich oraz drewniany kościół z 1754 roku ufundowany przez Ludwika Darpowskiego. Na terenie kościoła znajduje się grobowiec rodziny Brzeskich herbu Topór. Dwór wielki, imponujący, lecz widać, że prace remontowe kilka lat temu musiały ustać. Czyżby zabrakło pieniędzy? Odkryłem tablicę z informacją, że obiekt jest remontowany z funduszy unijnych, a już w domu doczytałem, że jest własnością Fundacji Pomoc Dzieciom Wiejskim.
Z Jabłkowa ruszamy w stronę Kiszkowa i wjeżdżamy do gminy Kiszkowo. Po drodze docieramy do Rybieńca, gdzie - naszym zdaniem - stoi najładniejszy dworek regionu. Spotkaliśmy tam sympatycznego pana, nie wiem czy był to właściciel czy nadzorca dworku, który zapraszał nas serdecznie do zwiedzania. Niestety musiałem odmówić, bo czas gonił, ale na pewno tam powrócę. W Rybieńcu polecam odwiedzić jezioro-łowisko, nad którym stoi tenże dworek. W owym jeziorze pływają ogromne karpie i zamiast jechać do Szwecji, można przyjechać właśnie tu, wydając o wiele mniej pieniędzy, by złowić ponad metrowe szczupaki. Dwór został wzniesiony w 1910 roku przez Fryderyka Wendorffa. Najstarsi mieszkańcy wsi - przemili ludzie, których spotkałem koło bramy dworu i którym dziękuję za arcyciekawe gawędy wędkarskie - wspominają go jako bardzo dobrego człowieka. Niemiec dbał nie tylko o swoje dobra, ale również o mieszkańców wsi. Było to w tamtych czasach niezwykłe i pozytywnie zaskakujące. Tu nasuwa mi się ciekawostka: Polanie nazywali lud germański Niemcami, bo nie znali polskiego to i niemi dla nich byli. W samym Rybieńcu odnaleziono wiele zabytków archeologicznych z kultury łużyckiej, przeworskiej i wczesnego średniowiecza, w tym formę odlewniczą do kul armatnich.
Z Rybieńca do Rybna Wielkiego już tylko kawałek drogi, gdzie stoi - według nas - najciekawszy obiekt zabytkowy, ale o tym za chwilę. W Rybnie Wielkim stoi dwór wzniesiony przez rodzinę Radzimińskich w 1790 roku. Na większą uwagę zasługuje jednak kaplica rodowa rodziny Lange z 1880 roku, znajdująca się w zachodniej części wsi za blokami mieszkalnymi. Jednym z członków rodziny Lange był Jan Bernard Lange - właściciel majątku oraz drukarni i księgarni, która znajdowała się w Gnieźnie. Szukając tej kaplicy pytałem o drogę mieszkańców Rybna, ale większość z nich nie wiedziała o co mi chodzi. Patrzyli na mnie jak na wariata: „Zabytek? Kaplica? Tu? Nie ma panie”. W końcu pewna pani skojarzyła interesujące nas miejsce i dokładnie wytłumaczyła jak tam dojechać. Widok kapliczki, stojącej wyniośle wśród drzew jest imponujący i przygnębiający zarazem, bo nikt nie zadbał o tę prawdziwą perełkę architektoniczną.
Potem już Kiszkowo, gdzie koniecznie trzeba zobaczyć drewniany kościółek z 1733 roku i dalej do Węgorzewa, w którym spotkała nas przygoda z dreszczykiem. Otóż, kiedy wjechaliśmy do wsi, moja żona Ewa zauważyła na poboczu leżącego człowieka: Trup leży!!! - krzyknęła przeraźliwie przejęta. Okazało się, że jej wrażliwość na krzywdę ludzką spotkała się tylko ze smutną rzeczywistością polskiej prowincji, a rzekomy nieboszczyk miłośnikiem trunków dających upojenie.
Wracając do tematu - ręce przebogatej rodziny von Treskov, która miał w posiadaniu wiele polskich posiadłości wokół Poznania, dotarły nawet tu. Przez pewien okres byli właścicielami wsi. Dwór wybudowano w 1850 roku. W 1913 stał się szkołą, która funkcjonowała do 2000 roku. Przypomina o tym wisząca do dziś tabliczka z godłem naszego orła, lecz jeszcze bez korony. Dziś, nie wiem czy jest w prywatnych rękach. Dach jest nowy, ale płot ma wysoki i trudno coś zobaczyć. W parku rosną olbrzymie dęby o imieniu „Adam” i „Wojciech”.
Z kolejnej wsi, która ma „rybną” nazwę kierujemy się do Ujazdu leżącego na drodze nr 197 do Gniezna. Zaintrygowała mnie nazwa z 1580 roku Ugyasth, która oznacza: obszar, którego granice zakreślał rycerz jadący na koniu przez dany odcinek czasu. Bardzo lubię takie informacje. W 1243 roku miejscowość nazywana była Ugased, wtedy właśnie Przemysł i Bolesław Pobożny podarowali wieś klasztorowi bożogrobców z Gniezna. I znów ciekawostka - w 1426 roku proboszcz prowadził spór z, jak podają legendy, piękną młynarką o uroczym imieniu Dobrochna o... korzec mąki. W miejscowości odkryto ślady osadnictwa ludności kultury pucharów lejkowatych... Tak, tak, ja też musiałem sprawdzić, co to jest.
Dwór uroczy, wyglądający jak zwykły dom ze zwykłym „swojskim” ogródkiem. Odkryliśmy go przypadkowo. Mnie zaintrygowała metalowa flaga na szczycie domu z datą 1897, a Nell (moja córka) słusznie stwierdziła, że każdy dwór ma okrągłe okienko na ryzalicie. Warto poszukać na tzw. Hubach Ujejskich, pomiędzy brzozami, metalowego krzyża z 1860 roku, postawionego dla upamiętnienia ofiar epidemii cholery. Chorzy chowali się w pobliskich lasach, by umierać w samotności nie zarażając innych. Podczas II wojny światowej Niemcy słynęli również z tego, że niszczyli wszystkie polskie krzyże przydrożne i figurki świętych, dlatego wielu Polaków zawczasu ukryło najcenniejsze figurki. Ten z trwogi pozostawili.
No a teraz czas na Sławno - przepięknie położona miejscowość nad jeziorem. Polecamy przejażdżkę po północnej części wsi, by nacieszyć się ślicznym widoczkiem. I znowu garść ciekawostek - Slave oznaczało kiedyś wilgotny, mokry, zabagniony teren, choć również oznacza Słowianina-niewolnika. Tu już istniało osadnictwo około 3700 lat p.n.e. W 1331 roku Sławno zostało spalone przez wycofujące się wojsko krzyżackie. Sławno doznało zaszczytu bycia miastem, do którego w 1703 roku zawitał... kat, który za swe „skromne” usługi pobierał opłatę w wysokości 24 zł.
Jednym z właścicieli Sławna był Albin Węsierski, który był żołnierzem i dosłużył się rangi podporucznika, a za waleczność w powstaniu listopadowym otrzymał Złoty Krzyż Virtuti Militari - marzenie każdego chłopca. No... dobra, może tylko moje... Dzięki Węsierskiemu podziwiać dziś możemy zabytki z Ostrowa Lednickiego, który uratował wykupując go z rąk pruskich. Warto zwiedzić kościół św. Mikołaja z 1844 roku oraz niesamowicie położony cmentarz i kaplicę św. Rozalii z 1783 roku wzniesione na grodzisku wczesnośredniowiecznym. Cmentarz jest traktowany jako zabytek. Mnóstwo tu starych mogił i grobowców. Nasz wzrok przykuł nagrobek z 1857 roku w kształcie kolumny, należący do Damazego Dobrogojskiego - majora wojsk polskich.
Głębokie, kiedyś Glamboke, Globoke, Klamboke, de Chlamboke i świetny trening języka polskiego dla cudzoziemców - Glamboczesz. Ostatnim właścicielem majątku był Czesław Leitgeber, który był znanym działaczem społeczno-politycznym w Poznaniu, członek Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, brał udział w powstaniu listopadowym. Zaprojektował kilka poznańskich kamienic, m.in. Bamberską przy ul. Dąbrowskiego, Jana Deierlinga przy ul. Szkolnej i budynek Banku Włościańskiego przy ul. Wolności z 1912 roku.
Dworu tu już nie ma, spłonął w 1914 roku, a ówcześni właściciele przeprowadzili się do oficyny w stylu klasycyzmu francuskiego z charakterystyczną wieżyczką i okazałym wejściem, poprzedzonym gankiem z filarami podtrzymującymi taras piętra. W 2002 roku w Głębokim dokonano sensacyjnego odkrycia bulli (pieczęć najwyższej rangi) Bolesława Krzywoustego! Tu również stoi najstarsza na terenie gminy kapliczka z figurką Matki Boskiej z 1881 roku.
Dalej musimy namierzyć wioskę o nazwie Turostówko, zwaną w 1758 roku jako Turostówko Holendry. Była to wydzielona część wsi Turostowo mająca na celu osiedlenia się tam Holendrów protestanckich. Na Turostówku bardzo mi zależało - chciałem zobaczyć grobowiec rodziny Scheske. Udało się to zresztą przypadkowo. Droga w złym stanie, a grobowiec stoi na końcu wioseczki pośród zaoranego pola na skraju równie zaniedbanego cmentarzyka ewangelickiego. Warto jednak trochę pobłądzić, poczuć się trochę odkrywcą. W grobowcu pochowane są trzy osoby: Wilhelmina, Gustav i Edith Scheske. Ostania Edith zmarła w 1823 roku i mogę się tylko domyślać, że grobowiec pochodzi właśnie z tamtych lat. O grobowcu krążą po okolicy dziwne opowieści, skrycie strzeżone przez tutejszych autochtonów. Też przykre, że grobowiec był wielokrotnie otwierany i plądrowany. Niepojęte, że teraz żelazne drzwi chroni tylko kilka głazów... Chyba wstyd.
Wycieczkę kończymy w Dąbrówce Kościelnej, miejscu, w którym znajduje się Sanktuarium Matki Bożej Dąbrowieckiej - ważnym ośrodkiem pielgrzymów w Wielkopolsce.
Przedstawiłem tu tylko niewielką część fascynujących miejsc ziemi kiszkowskiej. Nie dotarliśmy, m.in. z braku czasu do wielu ciekawych miejscowości z różnymi atrakcjami turystycznymi. Mam nadzieję, że już wkrótce zaplanujemy kolejną wyprawę, która będzie dla nas – tak jak i ta - świetną zabawą. Polecamy przewodniki, najlepiej korzystać z tych starych i często już nieaktualnych. Dlaczego? Ano dlatego, że czytając o różnych miejscach, do których autor dotarł i które opisał wiele lat temu, nigdy nie wiemy, co sami zastaniemy i co będziemy na ich widok odczuwać - radość czy rozczarowanie?
Szczerze więc zachęcam do szukania takich materiałów o różnych regionach Wielkopolski w bibliotekach lub antykwariatach. Sam zapach starych książek rozbudza wyobraźnie odkrywcy i podróżnika - nawet takiego lokalnego. Kapitalna zabawa! Świetna przygoda!
Fot. D. Sypniewski
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!