Gdybyśmy przed drugą wojną światową zapytali zwykłego przechodnia z czym kojarzy mu się Kruszwica z pewnością wspomniałby coś o Popielu i Mysiej Wieży. Zaskoczyłoby nas jednak, gdyby ów przypadkowy przechodzień wspomniałby o kruszwickich winach. Choć dziś niewiele na to wskazuje, to jednak w okresie międzywojennym nad Gopłem znajdowała się największa fabryka trunków w całej Polsce. Wszystko to było dziełem Henryka Makowskiego.
Droga Makowskiego do zostania krajowym potentatem w produkcji win i soków była długa. Nasz bohater urodził się 18 stycznia 1880 roku w Łomaczyńcach w odległej Besarabii (dzisiejsza Mołdawia). Lata młodzieńcze spędził w Humaniu, gdzie pobierał nauki w szkole agronomicznej. Jeszcze jako młody chłopak związał się z polskim środowiskiem patriotycznym, działając m.in. w miejscowej bibliotece polskiej. Wiemy też, że Henryk Makowski zafascynował się także socjalizmem – stał się współpracownikiem PPS-u i zajmował się kolportażem tzw. bibuły, czyli nielegalnych czasopism.
Kolejnym przystankiem przyszłego kruszwiczanina był Krym. Działała tutaj Wyższa Szkoła Rolnicza. Specjalizowała się ona w winiarstwie i trzeba przyznać, że temat ten w pełni pochłonął Makowskiego. Po ukończeniu nauki Henryk podjął pracę w miejscowej wytwórni win (należącej do ekscentrycznej księżnej Gagarin), a następnie w Mielnikowcach na Podolu i w mołdawskich Benderach. Tutaj zastała go radosna wieść o odrodzeniu się Państwa Polskiego.
Makowski dość szybko podjął decyzję o przeniesieniu się w granice II RP. Nie wiemy dlaczego, ale na miejsce, z którym zwiąże resztę swojego życia wybrał Kruszwicę. Tutaj też narodził się szalony pomysł, aby otworzyć nad Gopłem winiarnię. Było to przedsięwzięcie bardzo ryzykowne – kraj z pewnością nie zaliczał się do „kultury wina”, a stosunkowo małe zapotrzebowanie spokojnie były w stanie zaspokoić winiarnie Podola i Pokucia. Na szczęście Makowski miał pomysł – była nim produkcja win owocowych. Stworzenie popytu na nie wymagało ogromnej pracy, chociażby zmiany nawyków żywieniowych. Jak jednak pokaże historia – ryzyko się opłaciło.
Początki były skromne – Kujawska Wytwórnia Win, bo takie miano otrzymało przedsiębiorstwo, zatrudniała zaledwie osiem osób. Roczna produkcja nie przekraczała 40 000 litrów. Pozwoliło to jednak na spłacenie kredytu inwestycyjnego i nabycie terenów pod własne plantacje. Jedna z nich znajdowała się we Wróblach, gdzie do dziś można znaleźć pozostałości urodzajnego sadu jabłecznego. Działała tu także pasieka, zapewniająca surowiec do produkcji miodów. Strzałem w dziesiątkę okazało się także nabycie działek na oblanym wodami Gopła półwyspie Potrzymiech. Jak się okazało miejscowy mikroklimat okazał się być wyjątkowo korzystnym dla zimowania krzewów owocowych. Wreszcie w bezpośrednim sąsiedztwie kruszwickiej fabryki pojawiły się poletka z winoroślą.
Lata 20. to pasmo sukcesów. W 1928 roku Kujawska Wytwórnia Win zatrudniała już 80 pracowników, a produkcja przekroczyła symboliczny milion litrów. Aby sobie uzmysłowić o jakiej ilości mówimy wystarczy stwierdzić, że było to ponad 100 wagonów owoców. Makowski pragnął mieć kontrolę nad każdym elementem procesu produkcyjnego i nie uzależniać się od innych. Winiarnia miała więc swoją własną elektrownię, prasy hydrauliczne, magazyny, a nawet wytwórnię skrzyń. Takie podejście okazało się zbawienne w momencie wielkiego kryzysu gospodarczego.
Z czego wynikał sukces kruszwickiej winiarni? Jednym z powodów była z pewnością bogata oferta zakładu. Pod koniec lat 30. firma oferowała aż 30 gatunków różnych win, miodów pitnych, a nawet szampan. Choć produkty były skrojone na każdą kieszeń, to jednak za każdym razem dbano też o jakość. Nic dziwnego, że ze słynnej Powszechnej Wystawy Krajowej (PeWuKa), Makowski wrócił ze srebrnym medalem targów i kilkoma lukratywnymi kontraktami.
Nie bez znaczenia dla powodzenia firmy jest fakt, że dbała ona o swoich pracowników. Przez cały okres istnienia nie odnotowano w Wytwórni ani jednego strajku. Zarabiało się dobrze, a każdy pracownik mógł też liczyć na butelkowy deputat. Winiarnia była też błogosławieństwem dla pobliskich rolników, którzy znaleźli rynek zbytu dla swoich owoców. Wreszcie dla ludzi biedniejszych zakład gwarantował sezonową, ale za to niezbyt uciążliwą pracę przy zbiorach. Makowski dbał o swój PR mocno angażując się w życie miasta – był m.in. inicjatorem budowy wodociągów. Nic dziwnego, że nad Gopłem nikt nie ważył się sięgnąć po wina francuskie czy węgierskie.
Kolejna przyczyna sukcesu Makowskiego to znakomita logistyka. Kujawska Wytwórnia Win otworzyła swoje kolejne zakłady przetwórcze w Krakowie i Krotoszynie, natomiast sieć jej hurtowni objęła cały kraj -znajdowały się one w Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Bydgoszczy, Kowlu i Piotrkowie Trybunalskim. Jedynym potentatem, który mógł podjął walkę z Makowskim na rynku alkoholi była słynna lwowska fabryka wódki J. Baczewsiego.
Tym jednak co sprawiło, że Makowski nie miał praktycznie konkurencji była reklama. Jak mało kto pan Henryk potrafił odnaleźć się w nowych czasach. Plakaty Kujawskiej Wytwórni Win można było zobaczyć w najdalszych częściach kraju, sam zakład można było też zwiedzać (i przy okazji otrzymać buteleczkę trunku). Makowski wydawał książeczki z wierszykami o swoich wyrobach, powstały nawet piosenki! Kupowanie win krajowych opiewano w nich jako patriotyczny obowiązek, podobnie podkreślano też, że wina owocowe są zdrowe. Prawdziwym jednak szczytem reklamowej ekwilibrystyki były twierdzenia, że kruszwickie produkty są znakomitym środkiem do walki z alkoholizmem! Makowski zakładał bowiem, że słabe wina owocowe są w stanie zastąpić na polskich stołach wódkę.
Kres imperium Makowskiego przyniosła II wojna światowa. Winiarnię przejęły władze niemieckie, a jej właściciel został zepchnięty do roli kierownika produkcji. Wiemy, że dzięki wstawiennictwu Makowskiego, przynajmniej jeden mieszkaniec Kruszwicy uniknął wywózki do obozu koncentracyjnego. W 1942 nasz bohater został zwolniony z własnej fabryki i przeniósł się do Warszawy. W czasie powstania, w którym uczestniczyły zresztą dzieci pana Henryka, zostały zniszczone stołeczne nieruchomości rodziny. W 1945 roku udało się Makowskiemu powrócić do Kruszwicy i znów uruchomić zakład. Rzeczywistość była już jednak zupełnie inna. Henryk Makowski został aresztowany przez UB jako „wróg ludu” i osadzony w bydgoskim areszcie. Zmarł w nim po trzech miesiącach. Okoliczności śmierci Makowskiego zapewne na zawsze pozostaną już tajemnicą…
Gdy zabrakło właściciela, władze nie miały już żadnych problemów z przejęciem zakładu. Nigdy jednak nie odzyskał on dawnej pozycji, stając się jedynie lokalnym przedsiębiorstwem. Owszem, firma została rozbudowana, pojawiły się nowe technologie, niemniej z biegiem lat jakość wyrobów drastycznie spadła. W latach 60. produkowano zaledwie trzy gatunki wina oraz jeden (i to na eksport) miodu pitnego. Później nie było wiele lepiej – wspomnijmy dla przykładu, że zamiast przedwojennego szampana z taśmy zaczęło zjeżdżać winko o wielce wymownej nazwie „Skierka”. Ostateczny cios przyniosła zakładowi przemiana ustrojowa. Dziś w Kruszwicy znajdują się jedynie magazyny należące do winiarni konińskiej.
Dziś największą pamiątką po Makowskim są dawne zabudowania fabryki przy ul. Poznańskiej. Na Starym Rynku wmurowano też kilka lat temu pamiątkową tablicę. Na cmentarzu odnajdziemy grób samego przedsiębiorcy. Wprawne oko wypatrzy też reklamowy mural na ul. Zamkowej. Pamiątek jest jednak znacznie więcej – to charakterystyczne drzewa i krzewy owocowe, które do dziś rosną w wielu ogródkach mieszkańców Nadgopla. Autor coś o tym wie – gdy pisze te słowa, kosztuję owocu z jabłoni, której sadzonkę od Makowskiego przyniósł mój pradziadek… Tutaj nad Gopłem wciąż można skosztować historii.
Fot. D. Robakowski
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!