ReklamaA1ReklamaA1-2ReklamaA1-3

Święto bez „Teleranka”!

AktualnościFelieton13 grudnia 2020, 16:00   red. Radosław Herman „Hermes”1164 odsłon3 Komentarzy
Święto bez „Teleranka”!
Chyba 1987 - gdzieś na harcerskim szlaku. Z drużynowym Piotrkiem i Romkiem - fot. arch. R. Hermana

Święto Niepodległości, jak co roku mnie zaskoczyło. Nie przyzwyczaiłem się do daty, która wcina się między pielgrzymki na cmentarze, a wędrówki po sklepach w poszukiwaniu prezentów choinkowych. Aż nie chce się wierzyć, że świętujemy je od ćwierć wieku. Czyżbym był starej daty? Znacznie silniej reaguję na 13 grudnia, bo pamiętam inne, „gorsze” czasy.

Wychowałem się, gdy obchodzono Narodowe Święto Odrodzenia Polski, którego data kojarzyła mi się z fabryką wypuszczającą ponoć - bo trudno było to stwierdzić w sklepach PSS Społem - słodkie obiekty marzeń każdego dziecka. Zakłady dziś, jak przed wojną noszące logo z nazwiskiem pewnej niezbyt polsko brzmiącej rodziny, w czasach dla mnie najpiękniejszych miały oczywiście miano „22 lipca”. Choć ta epoka zupełnie słusznie minęła, to z pewną nostalgią wspominam tamte lata, gdy oficjalnie niepodległe społeczeństwo polskie, szukało różnorodnych sposobów buntu przeciwko władzy, tożsamej z jedynie słuszną partią. Znajome prawda? Dziecku trudno było to zrozumieć, ale czułem, że coś jest nie w porządku.

Przede wszystkim czekolada i banany

Otóż gdzieś około 1979 r. dostałem przy jakimś święcie tabliczkę białej czekolady i kiść bananów. Wspominałem je przez długi czas, bo następne takie łakocie zjadłem chyba dopiero z dziesięć lat później. Wyjaśnienia dorosłych, dlaczego nagle nie ma czekolady i bananów, chociaż na filmach ze „zgniłego Zachodu” są, były niezrozumiałe. Jednak pokazywały, że gdzieś tam są banany i czekolada, tylko nie u nas.

Walka z szarą rzeczywistością, wcale nie była oczywistością. No bo gdzie znaleźć winnych problemów? Kronika filmowa donosiła o jakiś mitycznych spekulantach oraz rozlicznych sukcesach naszego państwa. W kinach pojawiły się Gwiezdne Wojny i Indiana Jones, a w dwóch programach telewizji komedie Barei, Te jednak dzieci nie śmieszyły, bo jak tu się śmiać z tego, czego należy się wstydzić?

Wojna!

Pamiętam jak dziś tą niedzielę. Byłem z babcią u wujostwa w sąsiednim mieszkaniu, gdy nagle wszedł podekscytowany dziadek. „Gienia! Wojna!” - to były jego słowa. Strach w jego oczach i przerażenie w spojrzeniu babci będę pamiętał do końca życia. To były wrażenia ludzi, którzy przeżyli prawdziwą wojnę. Oboje znaleźli się na robotach przymusowych w Niemczech, a wcześniej patrzyli na okupację hitlerowską. To były reakcje osób, które znały znaczenie słowa wojna i usłyszały tego dnia, jak mlaskający człowiek w mundurze generalskim i okularach oświadczył, że wprowadza stan wojenny na terenie Polski.

Babcia żyła w strachu przez długi czas. Myślę, że czuła się trochę jak podczas okupacji, bo znowu przeżywała strach, biedę i bezradność. Pamiętam panikę w jej głosie, gdy zdenerwowana rozkazała mi odrzucić podniesiony z trawnika papierek z napisem „Solidarność”. Pamiętam także sąsiada Pawła, młodego sympatycznego alkoholika, który w oddziale ZOMO brał udział w akcji przeciw demonstrantom. Opowiadał, jak rozgniewani demonstranci złapali zomowca i próbowali skręcić mu kark. Milicjant tego dnia  miał szczęście. Uratowało go to, że źle zapiął kask, który okręcił się w rękach demonstrantów, a w chwilę później koledzy odbili zomowca.

Bunt i opór!

Bunt i opór stale towarzyszyły w zwykłym życiu. Nic spektakularnego, po prostu zwykła codzienna konieczność. Tysiące rzeczy i spraw toczyło się w sposób nieoficjalny lub wręcz nielegalny. Była rzeczywistość telewizyjna i gazetowa, a życie wokół, przynajmniej w Łodzi, wyglądało inaczej. Trzeba było sobie jakoś radzić. Były kartki na mięso, ale był też sąsiad ogrodnik, u którego zamawialiśmy kiełbasę i kaszankę. Wódka na kartki i po 13-tej, ale w co drugiej bramie alkohol był dostępny od ręki. Praca, a właściwie zatrudnienie było obowiązkowe, ale jakoś wielu moich sąsiadów od rana do wieczora spędzało czas na „fuchach” lub przy kieliszku. Sklepy państwowe puste, a handel prywatny poza wyjątkami był nielegalny, ale targowiska były pełne ludzi, a towar niewiadomego pochodzenia. Co ciekawe w tym wszystkim więcej było walki z codzienną rzeczywistością, niż polityki

Mały dziecięcy sprzeciw

Bunt i opór był. Może nie zawsze, może nie powszechny, ale odczuwalny. Widziałem go nawet wśród dzieci, bo jak nazwać sytuację, gdy kolega Maciek z podstawówki deklamując zadaną „Rotę”, na przekór oburzonej i wystraszonej nauczycielce zaciętym głosem mówił: „Nie będzie Rusek pluł nam w twarz ni Niemiec dzieci nam germanił”. Efekt: dwója. Aha! Skala ocen była od „dwói” do „piątki”. Z przyczyn tajemniczych i niepoznanych, a więc oczywiście politycznych, „jedynek” nie było. Tak samo jak bananów!

Lekcje przysposobienia obronnego, to było także ciekawe kuriozum. Teoretycznie miały przygotować dzieci do wojny, ale w praktyce rodziły trudne pytania, na które nauczyciele nie chcieli odpowiadać. Skoro jesteśmy taką potęgą militarną, to dlaczego kraj jest zamknięty i czego się boimy? Po co nasze samoloty i rakiety są przystosowane do użycia broni biologicznej i chemicznej, skoro ta broń jest zakazana i jej w ogóle nie mamy? Po co mamy się chować przed wybuchem jądrowym, skoro i tak wszyscy zginą od promieniowania? I w ogóle po co ten wyścig zbrojeń, skoro socjalizm tak kocha pokój? Pytań było więcej, bo dzieci nigdy nie miewały hamulców.

Był więc wszechobecny bunt. Przeciwko codzienności, biedzie, szarości i nudzie. Ja widziałem go w swoim dziecięcym środowisku. Oczywiście tradycyjny konflikt pokoleń pchał część młodzieży do modnych subkultur, ale to nie była jedna przyczyna. Ferment był znacznie głębszy. Przykładowo na obozie harcerskim, my, członkowie ZHP (organizacji później uznawanej za postkomunistyczną) nie śpiewaliśmy hitów z festiwali w Zielonej Górze i Kołobrzegu, ani nawet w Sopocie, Opolu. Nie Maryla Rodowicz, Połomski czy Wodecki przyciągali nasze serca i umysły. W śpiewnikach przepisywanych ręcznie znajdowały się piosenki „Perfektu”, „Dżemu”, ale przede wszystkim te, których nie można było usłyszeć nawet w radiu. Hymnem mojej młodości była nade wszystko „Obława” Kaczmarskiego, a na drugim miejscu „Modlitwa” Okudżawy. Zresztą do dzisiaj są! Każdy miał swoje ulubione, a „Mury” były bardziej popularne od większości opolskich hitów. Chyba nieposłuszeństwem należy też nazwać rozmowy na tematy ocenzurowane. Od kolegów dowiedziałem się o tym, czego nie uczyli w szkole. Bo w mojej podstawówce i. Janka Krasickiego (komunistycznego młodzieżowca i - o czym nie uczono - zabójcy dowódcy Gwardii Ludowej) nie było mowy o wojnie z sowietami i Cudzie nad Wisłą, o 17 września 1939 r., o Katyniu. Nikt tam nie wyjaśniał, dlaczego w 1945 r. rząd nie wrócił z Londynu, ani co się stało z żołnierzami AK, czy armii na zachodzie.

Żyliśmy trochę poza rzeczywistością. Zdyscyplinowani, jak to harcerze, ale naszymi celami były zwiady terenowe po zakazanych terenach bunkrów i poszukiwanie świadków historii. Uczono mnie, że harcerze są wierni ojczyźnie, a gdy trzeba poświęcali życie. Znaliśmy więc ideał, ale naszych działań w żaden sposób do tego nie odnosiliśmy, nie aspirowaliśmy do ideału. Nie widziałem podobieństwa między naszymi czasami, a walką bohaterów. Przecież nie było wroga, nikt na nas nie napadł! Nie planowaliśmy rewolucji! To chyba był taki mały, dziecięcy sprzeciw, bo coś nam w tym świecie nie pasowało. Czasem przy ognisku, czasem w terenie, ale nic bohaterskiego. Dziś mówi się o obywatelskim nieposłuszeństwie w tonie bohaterstwa, ale wtedy zachowanie takie było dla mnie oczywiste i naturalne. Nikt nam nie tłumaczył żadnej ideologii walki, czy potrzeby oporu przeciw władzy. Nikt nas do niczego nie namawiał. Zresztą ja i moi koledzy nie byliśmy w pełni świadomi tego, co się dzieje w Polsce. Nie rozumiałem do czego zmierza „Solidarność”, a telewizja jednoznacznie informowała, że to wrogowie pokoju i wichrzyciele. Byłem dzieckiem - trochę niegrzecznym, jak prawie wszyscy w tym wieku - więc, jak inne dzieciaki, robiłem rzeczy zakazane. Tylko hipokryzja władzy, zachęcała do oporu przeciw niej.

Świat zamknięty, ale umysły otwarte

Jak wielu młodych kolegów marzyłem o podróżach zagranicznych, mnóstwo czytałem książek, a w międzyczasie wyprawiałem się na włóczęgi. Penetrowałem bunkry i ruiny, zakamarki puszczy Noteckiej i Borów Tucholskich. Wraz z paru kolegami zwiedzałem łódzkie kanały. Po kryjomu otwieraliśmy włazy na Telefonicznej lub na Stokach i szliśmy w blasku latarek, a jak baterii zabrakło to świec aż na Zdrowie. Dziś wspominam to z sentymentem, bo ekscytacja z odkrywania tych „zakazanych” miejsc była jak ze zdobycia bieguna lub lotu na księżyc. Marzyłem o przygodach, ale na co dzień o „prozaicznym” znalezieniu karabinu, pistoletu lub choćby panzerfausta. To się na obozach harcerskich zdarzało, ale zbyt rzadko. Dlatego „na co dzień ” strzelaliśmy z podkradanego na kolei karbidu i puszczaliśmy rakiety. Te ostatnie napędzane mieszaniną na bazie nielegalnie zakupionej saletry, robiły największe wrażenie. Która poleci wyżej? Która wypali największą dziurę w chodniku? Czy był to wpływ smutnej rzeczywistości, czy „Czterech pancernych i pasa” i „Pana Samochodzika”? Nie wiem, choć typuję raczej seriale.

O wszystkich rodzajach aktywności Bałuckich można by książkę napisać, bo wyrastanie w latach 80-tych miało też zalety. Jedną z najważniejszych było obserwowanie, jak zmienia się Polska. Jak Polacy rozwijają skrzydła. Nasza kochana ojczyzna zmieniała się w naprawdę wolny kraj. W sumie bardzo tęsknię za tamtymi czasami. Nie za PRL-em, nie za stanem wojennym tylko za pięknem młodości. Pewnie tak samo jak inni, którzy mówią bez zastanowienia, że „kiedyś było lepiej”. A ja odpowiem przekornie jak w pewnym filmie: „Komu lepiej?”


Fot. arch. R. Hermana



Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 95

  • 83
    Czuje się - ZADOWOLONY
    ZADOWOLONY
  • 3
    Czuje się - ZASKOCZONY
    ZASKOCZONY
  • 9
    Czuje się - POINFORMOWANY
    POINFORMOWANY
  • 0
    Czuje się - OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    Czuje się - SMUTNY
    SMUTNY
  • 0
    Czuje się - WKURZONY
    WKURZONY
  • 0
    Czuje się - BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

ReklamaC1

Daj nam znać

Jeśli coś Cię na Pojezierzu zafascynowało, wzburzyło lub chcesz się tym podzielić z czytelnikami naszego serwisu
Daj nam znać
ReklamaB2ReklamaB3ReklamaB4
ReklamaA2
ReklamaA3