ReklamaA1-2ReklamaA1-3

Stawiam na codzienną orkę

AktualnościKsiążki7 lipca 2020, 12:00   red. Agnieszka Ziebarth1379 odsłon
Stawiam na codzienną orkę
Robert Małecki - fot. Łukasz Piecyk

Z arcymistrzem polskiego kryminału – Robertem Małeckim o jego najnowszej powieści „Zadra” i sukcesie serii z komisarzem Bernardem Grossem, rozmawia Agnieszka Ziebarth

- Każda kolejna Pana książka okazuje się być bestselerem i przynosi Panu coraz większą sympatię Czytelników. Jest Pan uznawany za jednego z najlepszych specjalistów w branży, co potwierdzają najważniejsze nagrody literackie, których jest Pan laureatem. Jakie znaczenie mają te wszystkie wyróżnienia dla pisarza powieści kryminalnych?
- Sądzę, że najważniejsze jest uznanie czytelników, ale oczywiście skłamałbym, gdybym napisał, że nie zależało mi na nagrodach. Kiedy w 2012 roku pojechałem na Międzynarodowy Festiwal Kryminału, jako uczestnik warsztatów literackich, i byłem na gali wręczenia Nagrody Wielkiego Kalibru, to marzyłem o tym, by kiedyś sięgnąć po to wspaniałe trofeum. A kilka lat później, bo wiosną 2019 roku, trzykrotnie stawałem na scenach festiwali kryminalnych w Polsce, by odebrać wyróżnienia za „Skazę”, pierwszy tom cyklu chełmżyńskiego z komisarzem Grossem. Najpierw otrzymałem nagrodę Kryminalnej Piły, potem wyróżnienie na Festiwalu Kryminalna Warszawa, odbywającym się w ramach Międzynarodowych Targów Książki, a tydzień później trzymałem już w rękach Nagrodę Wielkiego Kalibru. To zupełnie niesamowite, że ta powieść została tak znakomicie przyjęta przez czytelników i różne gremia jurorskie. Ale pytanie dotyczyło tego, jakie to ma dla mnie znaczenie? Otóż ma ogromne, bo stanowi uznanie dla jakości tego, co tworzę.

- Z początkiem tego roku podzielił się Pan ze swoimi Czytelnikami wiadomością, że rzuca Pan pracę na etacie w toruńskim przedsiębiorstwie i poświęca się Pan już w 100 proc. pisaniu książek. Proszę nam przybliżyć swoją drogę od debiutu do decyzji o przejściu na tzw. zawodowe pisarstwo?
- To było trzy i pół roku intensywnej pracy, w trakcie której skupiałem się wyłącznie na pisarskim rozwoju. Ale to ten ostatni rok, obfity we wspomniane wyróżnienia dla „Skazy”, sprawił, że zacząłem intensywniej marzyć o przejściu na pisarskie zawodowstwo. Pomyślałem sobie, że to najlepszy dla mnie moment, że jeśli teraz nie spróbuję, to być może będę kiedyś tego żałował. Ponadto, promowanie książek wiąże się z częstymi wyjazdami na targi i spotkania autorskie, a to przekładało się na konieczność wykorzystywania urlopu i jednocześnie coraz mniej czasu na odpoczynek. Zrozumiałem, że to droga donikąd. Dlatego, podjęliśmy decyzję o odejściu z etatu. Mówię „my”, bo to była wspólna, rodzinna decyzja i cieszę się, że na wsparcie żony i syna zawsze mogę liczyć.

- W drodze do osiągnięcia własnego, niepowtarzalnego stylu korzystał Pan z rad koleżanek i kolegów po fachu. Wspomnę nazwisko Mariusza Czubaja, Marcina Świetlickiego czy Ryszarda Ćwirleja. Dziś, to Pan uczy kreatywnego pisania i ma wpływ na  standardy gatunku. Odnajduje się już Pan w roli mentora?
- Z jednej strony, cały czas mam wrażenie, że pozostałem uczniem, bo stale uczę się pisarskiego rzemiosła, a z drugiej, zdaję sobie sprawę z tego, że osoby, które przychodzą na moje warsztaty, robią to dlatego, bym przekazał im swoją wiedzę i doświadczenie, i pomógł w pracy nad pierwszą powieścią. To ogromna odpowiedzialność. Ale jednocześnie niesamowita frajda, kiedy po zajęciach obserwuję zadowolone twarze kursantów, i kiedy wiem, że pomagam im w poznaniu warsztatu pisarskiego. Pokazuję narzędzia służące do tworzenia postaci, fabuły, budowania narracji. I co ciekawe, na takich zajęciach sam stale się uczę. Dlatego kocham to robić.

- Wyobrażam sobie, że aby napisać dobry kryminał potrzebne jest coś więcej niż sam talent. Zdradzi nam Pan receptę, jaka jest dobra proporcja między radością pisania, a dyscypliną czyli codziennym przydziałem napisanych słów?
- Każdy autor odpowie na to pytanie inaczej, ale moim zdaniem najważniejsza jest samodyscyplina. Znam wiele utalentowanych pisarsko osób, które nie wychodzą poza trzydzieści stron maszynopisu, tylko dlatego, że po kilku dniach pisania nudzą się sami ze sobą albo nie umieją popchnąć akcji do przodu. Tymczasem talent, można w sobie rozwijać. Niestety, bez pisarskiego paliwa, jakim jest samodyscyplina, trudno o ten rozwój. Dlatego ja stawiam na codzienną orkę. A na warsztatach pisania odzieram kursantów ze złudzeń, że pisarska robota to romantyczne zajęcie. Tak nie jest, ale to nie znaczy, że ciężka praca, pisarski trud, nie daje satysfakcji.

- Polski kryminał, nadal służy rozrywce, ale jest dziś zupełnie innym gatunkiem literackim, niż było to jeszcze 20 lat temu. Mówi się o pełnokrwistym kryminale, który często porusza ważny bądź aktualny problem społeczny. Tak też jest w Pana powieściach. Ma Pan poczucie, że swoją twórczością kształtuje gusta Czytelników?
- Staram się nie myśleć o tym w ten sposób. Za każdym razem kiedy siadam do pisania, chcę jedynie napisać dobrą powieść, taką, którą sam z przyjemnością bym przeczytał. Jeśli zastanawiałbym się nad tym, że mogę swoim pisarstwem kształtować gusta czytelników, pewnie skończyłbym na pierwszym zdaniu. Ze strachu, oczywiście.

- 15 stycznia 2020 r. swoją premierę miała „Zadra”, trzecia już książka z serii o komisarzu Grossie. Została przyjęta entuzjastycznie, co widać po recenzjach Czytelników między innymi w social mediach. Co jest największą siłą tej serii?
- Mam nadzieję, że na tę siłę składa się kilka elementów. Po pierwsze, bohater. Introwertyczny komisarz Gross, niezwykle skrupulatny, znakomity śledczy, wymagający od siebie i innych, ale kompletnie nie umiejący sobie poradzić w życiu prywatnym. Mężczyzna naznaczony traumą zdarzenia sprzed wielu laty, kiedy to napadnięto na jego dom i niemal uduszono mu żonę, którą w związku z tym zapadła w śpiączkę. O sile tej opowieści stanowi również bohaterka drugoplanowa, aspirantka Skalska, niezwykle silna dziewczyna i nieoceniona pomoc Grossa. Ponadto wymieniłbym tu miejsce akcji, a więc urokliwą Chełmżę ze starówką tuż przy pięknym jeziorze, która w mojej serii, poprzez zastosowanie filtra, zyskuje kryminalny „look”. No i wreszcie postawiłbym na poetykę tych opowieści, pewnego rodzaju smutek i nostalgię bijącą ze stron kryminałów o pospolitej, kameralnej czy prowincjonalnej zbrodni.

- Serię o komisarzu Grossie zapowiada Pan na kilkutomową. Czytelnik chce poznać wszystkie tajemnice i grzechy bohaterów, prawda?
- Prawda. Otrzymuję takie prośby.

- Czyli będzie sposobność rozbudować wątek dotyczący osobistego życia głównego bohatera?
- Początkowo w ogóle tego nie planowałem, ale moje powieści powstają dla Czytelników, więc uznałem, że w sensie fabularnym może to być dla mnie niezwykle interesujące wyzwanie. I w ten sposób założyłem sobie, że tajemnicę napadu na dom Grossa wyjaśnię w kolejnych trzech tomach serii chełmżyńskiej.

- Zważywszy, że jest to wbijający w fotel kryminał z rozbudowanym wątkiem obyczajowym na tle prowincjonalnego miasteczka, czy uważa Pan, że serię chełmżyńską można by przenieść na mały ekran?
- Sądzę, że pod pewnymi warunkami jest to do zrobienia. Zależałoby mi tylko, żeby umiejętnie przenieść postać komisarza Grossa na ekran, tak by zachować jego cechy osobowościowe. I to, co równie ważne - należałoby oddać poetykę tej serii.

- Jest Pan mistrzem kompozycji i wielowątkowości w fabule, która absolutnie uwodzi Czytelnika. Zaskakuje Pan opisem wątków kryminalnych i wymyślaniem zagadek. Ma Pan aż tak bogatą wyobraźnię? Skąd czerpie Pan pomysły, by móc w powieści zbudować mroczną otoczkę makabrycznej zbrodni?
- Te wszystkie wątki w moich powieściach powstają w trakcie pisania. Ponieważ nie lubię się nudzić, to stale coś mi przychodzi do głowy, a ja chętnie przelewam to na papier. Natomiast w zakresie inspiracji niewyczerpalnym źródłem pomysłów jest, niestety, życie. Mówię niestety, bo za prawdziwymi sprawami kryminalnymi, pokazywanymi w mediach, stoją ludzkie dramaty. I często jest tak, że rzeczywistość daleko w tyle zostawia w tyle fikcję literacką.

- Pisanie powieści kryminalnej to coś magicznego, czy żmudny trud? Czy jest miejsce na emocje czy autor ma wszystko przekalkulowane?
- Odpowiem na to w ten sposób. Osiemdziesiąt procent to żmudna robota, a reszta, to magia tworzenia. Ale ja tę magię tworzenia biorę z dobrodziejstwem inwentarza, natomiast pisarski trud zwyczajnie pokochałem, bo gdzieś tam na samym końcu, czeka na mnie postawienie ostatniej kropki i ogromna satysfakcja, że udało się zakończyć powieść. A potem następuje radość z trzymania wydanej książki w dłoniach i radość przy okazji jej premiery. I to wciąż są dla mnie ważne i piękne chwile.

- Czy jest tak, że osobowość pisarza przenika na głównego bohatera? Znajdziemy w Grossie i Benerze Małeckiego? Czy potrafi Pan zachować dystans?
- Wydaje mi się, że żadnemu autorowi nie da się odseparować od tworzonych postaci. Ale odpowiadając na pytanie, mogę zdradzić, że więcej Małeckiego było w Benerze niż jest w Grossie, ale to akurat Grossowi wyszło na dobre! (śmiech)

- Pierwsza seria z dziennikarzem Markiem Benerem nie jest klasycznym kryminałem, a raczej powieścią na granicy sensacji i thrillera. Seria chełmżyńska z kolei, ma fabułę, powiedzmy bardziej prawdopodobną i jest to klimatyczny kryminał, bez brawury. Duży wysiłek trzeba włożyć, by zachować wierność gatunkowi? Czy widzi Pan siebie piszącego coś innego niż powieści kryminalne?
- Ten wysiłek zależy też od motywacji. Jeszcze zanim zadebiutowałem pierwszym tomem trylogii o Marku Benerze, marzyłem o napisaniu kryminału policyjnego i przygotowywałem się do tego kilka lat. Dla mnie był to długi proces, ale cieszę się, że zakończony sukcesem, bo wydaniem już trzech powieści w cyklu chełmżyńskim. Ale wciąż muszę poszukiwać dla siebie miejsca na rynku wydawniczym, bo pisarz może rozwijać się wyłącznie wtedy, kiedy zmusza się do wyjścia ze strefy komfortu i stawia czoła nowym wyzwaniom. To właśnie uważam za swój obowiązek.



Gorąco polecamy spotkanie autorskie z udziałem Roberta Małeckiego, Ryszarda Ćwirleja i Alka Rogozińskiego, którzy opowiedzą o barwach polskiego kryminału, już 11 lipca o godz. 17.00 w Latarni na Wenei w Gnieźnie. Wstęp wolny. Spotkanie poprowadzi Agnieszka Ziebarth



Robert Małecki - pisarz – rocznik 1977. Wychowywał się w Toruniu. Wykształcenie w zakresie politologii i filozofii zdobył w Akademii Bydgoskiej (dziś Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego), oraz na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu z wykształcenia politolog, filozof i dziennikarz.  Autor najbardziej poczytnych serii kryminalnych w Polsce.  Uwielbiany przez czytelników, cieszący się uznaniem krytyków literackich. Pracę zawodową rozpoczął jako dziennikarz, redaktor i kierownik redakcji „Gazety Pomorza i Kujaw Nowości” w Grudziądzu. Przez pewien pracował w Urzędzie Miasta Torunia na stanowisku dyrektora Wydziału Komunikacji Społecznej i Informacji.


Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 23

  • 21
    Czuje się - ZADOWOLONY
    ZADOWOLONY
  • 1
    Czuje się - ZASKOCZONY
    ZASKOCZONY
  • 1
    Czuje się - POINFORMOWANY
    POINFORMOWANY
  • 0
    Czuje się - OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    Czuje się - SMUTNY
    SMUTNY
  • 0
    Czuje się - WKURZONY
    WKURZONY
  • 0
    Czuje się - BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

Daj nam znać

Jeśli coś Cię na Pojezierzu zafascynowało, wzburzyło lub chcesz się tym podzielić z czytelnikami naszego serwisu
Daj nam znać
ReklamaB2ReklamaB3ReklamaB4
ReklamaA3