ReklamaA1-2ReklamaA1-3

Raport z Południa, epizod X – Róża i most

Felieton30 września 2020, 8:00   red. Krzysztof „Czarny” Krzyżanowski1249 odsłon
Raport z Południa, epizod X – Róża i most
Krzysztof „Czarny” Krzyżanowski  fot. ze zbiorów autora

Mamy już astronomiczną jesień (nie mylić z gastronomiczną, kiedy jemy zbyt dużo z powodu szybko zapadającego zmroku), w ciągu dnia będzie mniej Słońca,  więc ogólnie będzie trochę smutniej. Stąd też pierwsze wiadomości z Południa też trochę smutniejsze, potem będzie raźniej. Na początek zdanie przykuwające uwagę Czytelnika: wszystko wskazuje na to, że zachowana zostanie wulkaniczna, bazaltowa róża. Czym jest owa róża, o której specjaliści – geolodzy mówią, że to ewenement na europejską skalę, a z pewnością jedna z największych atrakcji Złotoryi?

Zacznijmy od tego, że Złotoryja to niewielkie miasteczko na Dolnym Śląsku, na którego tle widnieje najpiękniejsza pozostałość po wulkanie jakim jest Wilcza Góra. Wilcza Góra to taka śmieszna góra, przypominająca wielki bochen chleba, który ktoś przekroił w połowie. Warto wiedzieć, że Wilcza Góra to potoczna nazwa wzniesienia bazaltowego, które nosi dźwięczną i trochę ponurą nazwę Wilkołak, symbol Krainy Wygasłych Wulkanów. Miejsce niesamowite, bo na Wilkołaku bardzo dobrze widać tak zwany cios kolumnowy. Powstaje on podczas stygnięcia lawy, więc jak łatwo się domyśleć bazaltowa ściana jest dość stara, ma circa 20 milionów lat, więc szacunek się należy. Liczy sobie ponad 100 metrów wysokości, jest więc dość okazała. Pisząc bardziej obrazowo, Wilkołak jest dawnym kominem wulkanicznym, zbudowanym z zastygłej lawy, która utworzyła fantazyjny kształt kamiennego kwiatu-olbrzyma. W miejscu dawnego wulkanu utworzono rezerwat przyrody nieożywionej o nazwie Wilcza Góra, który rozciąga się naprawie dwóch hektarach powierzchni. I tak sobie ów rezerwat istniał, można było się tam przespacerować, podjechać rowerem i zrobić parę fantastycznych ujęć fotograficznych na fejsbuki i inne instagramy. Do czasu. 

Jakiś czas temu wydobycie bazaltu w tym miejscu podjęła francuska firma Colas. Bazaltowa róża miała zostać w czasie eksploatacji zachowana, natomiast koncern okrajał sprytnie górkę wulkaniczną to z jednej, to z drugiej strony. Dla turystów oznaczało to głównie liczne niedogodności, a właściwie niemożliwości, bo firma otoczyła europejską atrakcję geologiczną zasiekami z drutu kolczastego i postawiła groźne tablice broniące wstępu na teren – jak by nie było – odkrywkowej kopalni. W 2015 roku po sporach z geologami i miłośnikami ziemi złotoryjskiej urzędnicy pozwolili Francuzom kontynuować wydobycie, które miało trwać długie jeszcze lata i zakończyć się dopiero w… 2027 roku. W zamian za te ustępstwo koncern zobowiązał się urządzić w wyrobisku park geologiczny z pięknym oczkiem wodnym, lapidarium, punkt widokowy i amfiteatr. Niestety  - niewiele z tego wyszło. Niedawno okazało się, że firma Colas odsprzedała koncesję na eksploatację złoża firmie ze Szczecina o nazwie PGPW.

Na te biznesowe kontakty zareagował nerwowo starostwa Wiesław Świerczyński i wspomniani działacze Towarzystwa Miłośników Ziemi Złotoryjskiej. Podczas zorganizowanego spotkania zwrócili uwagę, że ostatni unikatowy fragment Wilkołaka nie wygląda zbyt dobrze. Firma Colas tak wybiera bazalt, że doszło już do geologicznej katastrofy - z wierzchołka góry runęło w dół kilka tysięcy ton kamienia. Całe szczęście, nikomu się nic nie stało, choć nie wiadomo, czy dołem nie przechodził niczego nie świadomy zając tudzież sarenka. Sprawa trafiła do Okręgowego Urzędu Górniczego, ponieważ trzeba rozstrzygnąć trudne pytanie: jak pogodzić geologiczną atrakcję na skalę Europy i koncesję, która jest ważna i wygaśnie dopiero w 2027 roku? Na razie bazaltową różę można oglądać tylko na zdjęciach, czytać jej opisy w fachowych opracowaniach geologicznych i liczyć na to, że górnicza eksploatacja nie pochłonie całego starego wulkanu.

Raczej radosna informacja nadeszła 16 września od Dolnośląskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Słynny most nad Jeziorem Pilchowickim, położony w gminie Wleń, został prawomocnie wpisany do rejestru zabytków jako zabytek właśnie.  W ten sposób przynajmniej oficjalnie nie można go wysadzić, co rzekomo (podkreślam) chciał uczynić Tom Cruise i jego ekipa w ramach kolejnego filmu „Mission Impossible”. Pomijając już czy to prawda z tym wysadzeniem – w co szczerze wątpię - w uzasadnieniu decyzji napisano, że most kolejowy „zachował pierwotną funkcję i formę z naleciałościami historycznymi”. Pan magister Daniel Gibski, który podpisał decyzję, dodał także urzędowo, że „most jest integralną częścią krajobrazu kulturowego, podkreśla walory przyrodnicze górnej części doliny Bobru i rozciąga się z niego piękna panorama Karkonoszy”. Gdyby było mało to most „wpisuje się w krajobraz i stanowi jego funkcjonalne dopełnienie”. Co ciekawe, konserwator zabytków uważa też, że na moście warto przywrócić ruch kolejowy, co „leży w interesie społecznym”. Myślę sobie - co tam prawomocna decyzja dla Toma Cruisa, który nie takie niemożliwe rzeczy wykonywał i pewnie by się prawomocnością wpisu bardzo nie przejął.  Z pewnością wpis jednak uspokoił całą masę ludzi, którzy w działaniach Toma widzieli śmiertelne zagrożenie dla kratownicowego mostu. Tak bardziej na poważnie: pisałem już onegdaj, że Tomek Cruise takich rzeczy nigdy nie wysadza, bo to nie w stylu Toma jak i jego wcielenia jako Ethan Hunt. Po pierwsze nigdy wcześniej tego nie robił z innymi zabytkami, a po drugie efekt realnego wysadzenia mógł być bardzo rozczarowujący. W tego rodzaju filmie lepiej to zrobić używając efektów cyfrowych – efekt jest super, zabytek cały, a jeszcze sława dochodzi, bo rzecz w filmie zagrała. Na szczęście most jest prawomocnym zabytkiem, ma numer w rejestrze A łamane na 6180, więc spać można spokojnie.

Na koniec informacja mocno turystyczna, ale jakże jesienna. Zamek Grodno, wyjątkowa budowla niedaleko Zagórza Śląskiego w Górach Sowich, zaprasza na nocne zwiedzanie. To już kolejny zamek na Dolnym Śląsku, który takie atrakcje wprowadza, z chyba najsłynniejszym z nich na samym czele - Zamkiem Książ, który ma podobną atrakcje w swojej ofercie od dawna. Pierwsze przejścia na Zamku Grodno mają być już 10 i 31 października, więc kto chętny niech się śpieszy. Bardzo podoba mi się opis zamieszczony na stronie zamku, który informuje, że „jeżeli nie przeraża nas perspektywa przemierzania mroku korytarzy starego zamczyska, wybrać  powinniśmy się w podróż po twierdzy Schloss Kynsburg”. Chyba ma być bardzo strasznie, bo obowiązują ograniczenia wiekowe od 12 roku życia, a ilość miejsc jest ograniczona. Według organizatorów zwiedzanie będzie tematyczne: uczestniczy przyniosą się w czasie do schyłku II wojny światowej, kiedy to ostatni właściciele zamku – rodzina Zedlitzów opuszcza w pośpiechu swoje posiadłości. Mroki zamczyska, uciekająca rodzina - te wszystkie atrakcje w obowiązkowej maseczce na twarzy od 50 zł za osobę. Polecam.

Pozdrawiam wszystkich i zapraszam na Południe!


Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 1

  • 1
    Czuje się - ZADOWOLONY
    ZADOWOLONY
  • 0
    Czuje się - ZASKOCZONY
    ZASKOCZONY
  • 0
    Czuje się - POINFORMOWANY
    POINFORMOWANY
  • 0
    Czuje się - OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    Czuje się - SMUTNY
    SMUTNY
  • 0
    Czuje się - WKURZONY
    WKURZONY
  • 0
    Czuje się - BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

Przeczytaj także

Daj nam znać

Jeśli coś Cię na Pojezierzu zafascynowało, wzburzyło lub chcesz się tym podzielić z czytelnikami naszego serwisu
Daj nam znać
ReklamaB2ReklamaB3ReklamaB4
ReklamaA3