Trwa sierpniowy upał, temperatura przekracza trzydziestkę i nawet w nocy ciepło. Na gorący początek zdanie przykuwające uwagę czytelnika: u nas, na południu, można kupić sobie… uzdrowisko. „Na sprzedaż – uzdrowisko Przerzeczyn Zdrój wraz z obiektami towarzyszącymi: pałacem, 3 parkami, folwarkiem oraz 30 ha gruntów” – czytam w ogłoszeniu, dalej podany telefon komórkowy (kto potrzebuje, tego skontaktuję, prowizję pobieram minimalną).
Gdzie jest Przerzeczyn, tłumaczę i objaśniam: na południe od Wrocławia, 60 kilometrów z centrum, przy trasie do Kłodzka. To najbliższe stolicy Dolnego Śląska uzdrowisko, ponoć najmniejsze w Polsce, z prawem do posługiwania się magicznym dodatkiem „-Zdrój”. Wzięło się to stąd, że we wsi są dwa źródła niezłej ponoć wody mineralnej. Co ciekawe, wspomniane ogłoszenie pojawiło się w połowie czerwca na stronie Urzędu Miasta i Gminy Niemcza i zostało dodane bez jakiegokolwiek dodatkowego komentarza czy słów zachęty. Ot, po prostu – zwykłe zdjęcie tablicy, która notabene stoi sobie przy krajowej „ósemce” będąc słabo widoczną. Wygląda to trochę tak, jakby gmina… wstydziła się informować o tej jakże doskonałej okazji nabycia uzdrowiska. Szybka kwerenda przynosi odpowiedź – może tak być, że temat wstydliwy, bo wcześniejsza prywatyzacja niezbyt się udała. Nowy dzierżawca zaniedbał domy uzdrowiskowe, pozwalniał ludzi, nie zrobił remontów, a teraz całość przejął syndyk. Co ciekawe, nie wiadomo, co robić z pyszną zdrową mineralną, która nagle jest w nadmiarze. Jak donoszą mieszkańcy wsi – kierowana jest wprost do rzeki, część jest wykorzystywana dla potrzeb ludzi. „Mamy wodę mineralną do spłuczek!” – mówi w wywiadzie mieszkaniec Przerzeczyna. Kto ma więc ochotę żyć zdrowo i posiada trochę oszczędności – zapraszam do kupna. Woda mineralna – w cenie.
Przechodzę do spraw, na których znam się lepiej, bo na wodach leczniczych tak sobie: będą więc Tajemnice. Otóż, tu na południu, jest (a może już bardziej - był?) jeden taki specjalista od Gór Sowich, tajemnic drugowojennych, tajnych eksperymentów, obrzędów nazistowskich i innych teorii, które – na potrzeby tego krótkiego wpisu – nazwijmy delikatnie kontrowersyjnymi. Nazywa się ów człek Dariusz Kwiecień, cechą charakterystyczną jegomościa jest łysawa głowa, postawna figura ochroniarza i specyficzny sposób narracji (Pan bardzo lubi nadawać w youtube). Piszę o nim w czasie przeszłym, gdyż 15 sierpnia ogłosił – w dość dramatycznym wideooświadczeniu - że to jego „ostatni film”. Ładnych parę lat karmił swoich fanów dość długimi obrazami, w których śmigał po lasach sowiogórskich, zawzięcie perorował (gadane to on ma), pokazywał różne książki, dokumenty i objaśniał na poważnie najbardziej dziwaczne teorie jakie można sobie wyobrazić (jedną z najbardziej osobliwych jest ta, jakoby w Górach Sowich wykonywano w czasie wojny eksperymenty na ludziach i ci zamieniali się w… wilkołaki).
Osobiście – większość teorii uważam za bez pokrycia, z gatunku historical-fiction lub nie opierających się na twardych faktach. Dużo (zbyt dużo!) u Pana Darka było sformułowań „słyszało się, że…”, „ludzie mówili, że…” albo „prawdopodobnie było tak, że…”. Był to taki element dolnośląskiego folkloru eksploracyjnego, opowiadanie legend o krainie, która promuje się na pełną tajemnic. Co do zasady – działalność nieszkodliwa, czasem śmieszna, czasem kuriozalna, ale nie brakowało też głosów oburzonych, że taka działalność jest (była) mocno szkodliwa (zarzut fałszowania historii). Do czego zmierzam: Pan Kwiecień miał pomimo tych zarzutów masę fanów i naprawdę sporo followersów – co łatwo dostrzec po wpisach pod jego filmami. Fani specjalnie przejmowali się obiektywną prawdą, nie bardzo zastanawiali się czy w ogóle możliwe jest to, co opowiada Pan Darek – oni te „tajemnice” chłonęli jak gąbka wodę. Popyt na tajemnice – nawet te najbardziej absurdalne – po prostu nie zamiera. Nawet jeśli ktoś odważny pokusił się na obalenie teorii Darkowych (nie jest to specjalnie trudne, zresztą Pana Darka łatwo złapać na niekonsekwencji, często sam sobie nieświadomie zaprzeczał w różnych filmach, przedstawiając różne wersje tych samych historii), to nie spotykało się to z entuzjazmem i powodowało wyłącznie… zawód u oglądających. Jak to?! Nie ma tajemnicy? Ciekawe zjawisko społeczne, które prowadzi do smutnego wniosku: lepiej sprzedawać bzdury i mity, niż sprawdzone fakty. Te pierwsze dwa elementy po prostu lepiej się sprzedają.
I jeszcze jedna rzecz dotycząca tajemnic, z tajemnicą w nazwie. Dnia 22 sierpnia odbyło się Ślężańskie Forum Tajemnic w podwrocławskiej Sobótce. Nazwa wydarzenia pochodzi od góry Ślęża, kultowej wręcz góry, o której w skrócie opowiadać niepodobna i można tylko zbudować porównanie, że jest dla Dolnego Śląska niczym Katedra gnieźnieńska dla Gniezna. Spotkanie otwarte, więc kto chciał posłuchać o tajemnicach związanych z górą, miał wszelką do tego szansę, ja przykładowo skróciłem nieco urlop, by tam być. Niestety, widzów było mało, a szkoda, bo tematyka zacna, a obiekt przepastny. Wystąpił Bogusław Wróbel, publicysta i autor książek – a jakże! – o skarbach, który mówił ciekawie, tudzież rozsądnie. Potem nastąpiła projekcja filmów o „skarbach”, poszukiwaniach i tajemnicach, w lekkim, przygodowym tonie. Wśród filmów różnych był jeden niepozorny o odkryciu podziemi na rynku świdnickim – zabytkowe portale, dawne piwniczki, ślady kupiectwa i detale architektonicznie. Proszę mi wierzyć, jednym słowem – prawdziwy skarb. I wiecie co Państwo? To nie wywołało poruszenia i nie zostało dodatkowo skomentowane, nie było szmeru podziwu na sali. Lepiej „sprzedają się” dziwaczne teorie o „podziemnych tunelach” lub „transportach wojskowych”, na które tradycyjnie brak dowodów. Popyt na tajemnice! Nie winię odbiorców – transporty ze skarbami, najlepiej ciężarówkami, które wjeżdżają do tunelu, to eksploracyjny hamburger, przygotowany na szybko, bez finezji i zawsze w tym samym smaku. Prawdziwe historie to danie wykwintne, to łosoś ze szparagami i białe wino, to stek argentyński z sosem chrzanowym i ziemniakami puree, to coś… wyjątkowego! Rzadko zamawiamy takie danie, a bo to przygotować się trzeba, wyjść do restauracji, a może nawet – o zgrozo! - ubrać krawat. To już lepiej podjechać po okienko, złożyć zamówienie i skonsumować na parkingu. Czy to nie życiowe porównanie?
Motto na dziś: po pierwsze – prawda jest najciekawsza. Po drugie: popyt na tajemnice - tak, na hamburgery – nie. Życzę Państwu łososia ze szparagami.
Pozdrawiam i zapraszam do komentowania.
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.