Gorąco, czas urlopowy, pić się chce, dziś więc o tym co w wodzie, na wodzie oraz nie tylko, czyli newsy z Dolnego Śląska. Na początek zdanie przykuwające uwagę czytelnika: facet w slipach pływa w poniemieckich podziemiach. Tłumaczę i objaśniam: nasz region ma wyjątkowe szczęście do poniemieckich podziemi. Osławione Góry Sowie, Masyw Ślęży, ale też Góry Wałbrzyskie czy Kotlina Kłodzka są tego pełne, więc to raj dla poszukiwaczy i eksploratorów, do których też od lat pragnę się zaliczać.
Są też podziemia w Miłoszowie niedaleko granicy czeskiej, a dokładnie rzecz biorąc zalany wodą do połowy schron przeciwlotniczy z zachowanym wyposażeniem, kablami na ścianach i obudową drewnianą. Dla miłośników podziemi – cudo, sam miałem szczęście penetrować je w ramach projektu badawczego, rysować plany i robić zdjęcia. Niestety, to także magnes dla ludzi żądnych przygód wszelakiej maści.
Oto oglądam internetowy film, na których trzej Panowie zapuszczają się do schronu w Miłoszowie, przedstawiając nieco amatorskie podejście do tego rodzaju spraw. Nie zostawiają nikogo na zewnątrz, nie odziewają łbów w kaski, prezentują także daleko idące braki materiałowe, gdyż na trzech dziarskich dżentelmentów przypadają jedne butopodnie, zwane także woderami. Poczekajmy aż jeden wejdzie i bezpiecznie wyjdzie? – a gdzież tam, nie dla nas takie zabawy dziecinne. Jeden z Panów obnaża się do slipek i wnika w chłodną wodę, prężąc muskuły. Wiadomym jest fakt, jak zimna wody wpływ ma na faceta, szczególnie na części peryferyjne organizmu, tym razem jednak zimno rzuca się także agresywnie na mózg.
W zabytkowym schronie, wśród reliktów historii, młodzieniec pomyka żabką czy innym kraulem, ku uciesze kompanów. Uruchamiam miernik żenady, ale kończy się skala. Efekt jest taki, że pojawia się wrzawa w mediach społecznościowych, zgrzytają zęby, Panowie się bronią, że właściwie o co chodzi, co takiego się stało, w końcu inna dziarska grupa jedzie na miejsce i betonuje (tak – betonuje!) jedyne do schronu wejście (sic!).
Czy przesadzają, czy robią dobrze – mam mieszane uczucia, bo żal mi podziemi, faktem pozostaje, że przez pokaz kraula my, ich miłośnicy, tracimy dostęp do miejsc niezwykłych, przynajmniej na czas jakiś.
Zmieniamy okolice, ale motyw wodny zostaje. Od lat kilku popularność w regionie biją spływy pontonami. Mieliście tak, że ktoś Wam powiedział „spływaj!” i czuliście się z tym źle? Otóż tutaj tak mówią i nie czujecie przez to obrażeni. Otóż czytam njusa, że skończyły się pontony w Bardzie, tyle to turystów nadjechało jednocześnie by przeżyć przygodę na krętej, dolnośląskiej Nysie Kłodzkiej. Już od dawna nie słyszałem, by taki napływ (znów motyw wodny) turystów nastąpił i dobrze! Rzecz z pontonami polecam gorąco, bo jak już przewodnik przestanie nas instruować („tu niech Pan przepłynie po lewej stronie mostu, potem po prawej, jak Pan zobaczysz duży kamień, to spieprzaj Pan na lewo, bo wpadniesz Pan w wiry!”), dostajemy pagana, spychamy gumową łajbę i zaczyna się przygoda. To naprawdę ciekawe przeżycie, bo płyniemy własnym tempem, mijamy kaczki i inne stworki, staramy się nie wpaść na mieliznę, a wodna podróż wcale się nie dłuży, ani nie nudzi. Spływ warty polecenia, ale jeszcze fajniejszy jest ten po Bobrze, czyli w okolicach miasteczka Nielestno i Wleń.
Podczas gdy Bardo bardziej cywilizowane, a bo to i rybkę można zjeść i piwo z kufla wypić, to Bóbr zaskakuje dzikością przyrody, brzegami, do których przybić nie sposób i mnogością owadów i ptactwa. Niby jest zasięg w komórce, ale sugeruję wyłączyć się ze świata na te trzy-cztery godziny. To jest rajd dla samotnego Indiany Jones, to jest spływ dzikuśny, to przygoda sensu stricto, to trzeba zaliczyć. Polecam, dla jasności – i Nysę, i Bóbr.
I ostatni temat, poruszony na portalu: inwazja zmotoryzowanych poszukiwaczy skarbów. Czytam, że po Pojezierzu przemieszczają się tajemnicze pojazdy, w których wytropiono poszukiwaczy z Niemiec, którzy z niewiadomych do końca powodów kręcą się po okolicach z wykrywaczami metalu.
Otóż dla przestrogi przytaczam historię z południa, z października 2016 roku. Któregoś dnia w miejscowości Lubomierz, znanej ze scen do filmu „Sami swoi”, pojawiają się skromni obywatele Niemiec, wyposażeni w mapę od dziadka, która wskazuje drogę do skarbu. Dawny ogrodnik, opuszczając w wojennej zawierusze rodzinne strony, zakopuje rodzinne pamiątki w pobliżu kościoła, a obok sadzi drzewo, aby miejsca nie zapomnieć. Wnukowie przyjeżdżają i pamiątki chcą wydobyć. Są chyba też amatorami, jak Panowie-pływacy od schronu, bo pukają do domów z prośbą o szpadelek, aby wydobycie skarbów ułatwić. Mieszkańcy szybko zauważają, ze coś „nie-halo”, obserwują ich zza firanek, w końcu wołają policję i wystawiają straż obywatelską w miejscu, gdzie wnukowie kopać zaczęli.
W ogólnym zamieszaniu Niemcy znikają, pozostawiając szpadelek, przyjeżdża konserwator i – już siłami społecznymi - kopią dalej. Niby od niechcenia, niby bez większej wiary, kiedy nagle, jak na kreskówkach, szczęki opadają, bo spod ziemi wychodzi skarb. Są tu i złote zegarki, i srebrne monety, łańcuszki, broszki, złote stalówki, złote spinki do koszul i dokumenty. Dziadek miał rację i mapę wyrysował, tylko wnukowie złe przyjęli modus operandi. Tak więc, kochani Pojezierzanie, obserwujcie i meldujcie gdzie trzeba, gdyby co podejrzane się działo – takie historie wciąż się zdarzają!
Motto raportu: zwiedzając podziemia – nie pływaj kraulem, urocze slipki załóż na spływ pontonem. A jeśli zapuka do Ciebie obcokrajowiec, z mapą od skarbów, powiedz, że szpadla nie pożyczysz, bo nie masz. I obserwuj!
Pozdrawiam i zapraszam do pochwał lub komentarzy. Z braku czasu odpiszę tylko na te mądre.
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Chodzi o ten film w którym to chłopaki zwiedzają ten schron?