Choć może trudno w to uwierzyć, skończyłem studia i to w całkiem prawilnym, wielkopolskim mieście jakim jest Poznań. Pomieszkiwałem u starszej pani na Jeżycach, wkuwałem prawnicze formułki w Parku Mickiewicza przy UAM, świętowałem zdane lub oblewałem nieudane egzaminy na Starym Mieście. Można więc zaryzykować, że jest we mnie trochę Wielkopolanina – choć aż sam się dziwię, że to napisałem.
Potem na stałe zakotwiczyłem we Wrocławiu, a los rzucił mnie na Pojezierze kilkadziesiąt razy dopiero dziesięć lat później, bardziej dokładnie rzucił przejazdem, kiedy pracowałem zawodowo na Kaszubach. Nie było jeszcze wygodnej „es-piątki”, więc pomykałem służbowym wozem przez Miłosław (zapamiętałem, że bardzo tam płasko), Wrześnię (ostry zakręt przy fabryce głośników), Gniezno (katedra oświetlona w nocy i pit-stop na stacji benzynowej), Żnin (zapamiętałem tylko działający fotoradar), Szubin (hmm, co tam było?) i dalej na północ drogami wśród lasów.
Kiedy się podróżuje wiele razy tą samą trasą, ma się zazwyczaj jakieś odczucia, ja zapamiętałem te okolice swojsko i płasko, takie odczucie mieszkańca górzystego Dolnego Śląska. Jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że mówią na to wszystko co płaskie „Pojezierze”, fakt, którą uświadomiono mi dopiero rok temu. No cóż, uczymy się całe życie, może prócz chemii w drugiej liceum i matmy w trzeciej.
Nazywam się Krzysztof Krzyżanowski, mawiają na mnie Czarny (wyjaśnienie dlaczego w kolejnych częściach), urodziłem się w drugiej połowie roku, właściwie pod koniec roku, dokładnie to w listopadzie, dawno temu (katedra w Gnieźnie już stała). Będę dla Państwa łącznikiem między Pojezierzem a Południem, między płaskim a górzystym, a także między Waszymi atrakcjami i Naszymi walorami. Nie chodzi o konkurencję, broń Boże, bo naczelny portalu zamorduje, ale o bycie w zespole. Ogólnie, ogłaszam co następuje: regiony łączcie się, niech panuje ekumenizm turystyczny, niech kwitnie braterstwo krajoznawcze, tudzież współpraca dziennikarska i to jeszcze w gronie zacnych kolegów i koleżanek.
Szukam dobrego punktu zaczepienia na początek i przeglądam portal. Zabytki architektury, zabytki przyrody, ciekawostki krajoznawcze – jest tego na Pojezierzu co nie miara, na Dolnym Śląsku też, i owe zabytki, prócz swej świetności, mają swoje problemy. Blisko zachodniej granicy regionu wydarza się indywidualna tragedia zabytku. W niewielkiej wsi Złotniki Lubańskie, niedaleko popularnej atrakcji jakim jest Zamek Czocha, stał w centrum zabytkowy ratusz. Stan: mocno wskazujący na ruinę. Wiek: prawie 200 lat, status: wpisany do rejestru zabytków. Ratusz ma nawet prywatnego właściciela, ale ten nie podejmuje działań w celu jego ochrony, być może dlatego, że siedzi ponoć w więzieniu. 2 lipca ludzie słyszą, że coś skrzypi, widzą lecące dachówki, po chwili na ulicę pada drewniany krużganek, który od lat trzymał się na przysłowiowe słowo honoru. Przyjeżdża straż, za chwilę nadzór budowlany. Musi być bardzo źle, bo zostaje podjęta decyzja o całkowitym zburzeniu krużganku, który ledwo się trzyma bryły budynku. Na filmie zamieszczonym w sieci, w przerażającej ciszy odłamuje się fragment dachu i spada na płot odgradzający „ratusz” od drogi publicznej. Chichot historii chce, że to właśnie strażacy przyczepiają linę do zabytkowej budowli i demolują krużganek w imię bezpieczeństwa, zapewne słusznie. Czytam komentarz prasowy: „to już nie jest zabytek, powinno się to rozebrać”. Szkoda.
Przenoszę się ponad 100 kilometrów na wschód. Czytam, że sztandarowa perła dolnośląskiej turystyki – ogromniasta twierdza w Srebrnej Górze – płonie. Płonie dokładnie 15 lipca, a pali się strzelnica, nie taka gdzie strzela się z armat, ale taka z bardziej współczesną bronią, którą można do woli naparzać. Kłęby dymu spowijają okolice. Czytam oficjalny komunikat opiekunów obiektu i stwierdzam, że twierdza, której nie zdobył nikt przez dziesiątki lat, mogła pójść z dymem przez… gwóźdź. Tak – gwóźdź. Otóż po jednym z wystrzałów, pocisk miał prawdopodobnie trafić w główkę gwoździa, to spowodowało iskrę, ta padła na wióry drewniane, te były blisko wentylatora, postawionego dla tych, co naparzali z broni. Dmuch i pożar gotowy. Na szczęście straż pożarna była wyćwiczona w gaszeniu potencjalnym pożarów na twierdzy, a należy wiedzieć Wielkopolanom (czy mogę pisać Pojezierzanom?), że wjazd na twierdzę kręty jest i trudny. Dodam także, że ledwie trzy później odbył się na całkowicie już ugaszonej twierdzy IV Festiwal Piwa i Sera. Jak mówią złośliwi było piwo palone, grillowane mięso i wędzone serki, atrakcje te jednak nie były związane z wcześniejszym pożarem. Chyba.
Motto raportu: śpieszmy się zwiedzać zabytki, czy to Pojezierze, czy Dolny Śląsk. Takie to życie dziwne, że czasem nawet mały gwoździk może przesądzić o losie zabytku.
Pozdrawiam i zapraszam do pochwał lub komentarzy. Z braku czasu odpiszę tylko na te mądre.
Krzysztof Krzyżanowski - prawnik z wykształcenia po UAM w Poznaniu i Uniwersytecie Wrocławskim, niezależny dziennikarz, eksplorator i badacz historii. W latach 2003-2010 związany z miesięcznikiem „Sudety”, od 2008 współpracownik miesięcznika „Odkrywca”, konsultant do spraw górnictwa, autor i współautor ponad setki artykułów o dawnym górnictwie, eksploracji i zagadkach przeszłości. Organizator badawczych akcji eksploracyjnych. Współautor opracowań naukowych dla Politechniki Wrocławskiej i książek o podziemnych zagadkach Dolnego Śląska (seria „Zapomniane Podziemia”, cz. 1 i 2).
Autor świetnej książki „Śladem Złotego Pociągu. Raport o ukrytych skarbach” (2018) oraz bestsellerowej książki „Skarb generała. Tropem tajemnic Szczeliny Jeleniogórskiej” (2015).
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.