ReklamaA1

Nie ma poezji bez ciszy

Informacje lokalneKsiążkiInformacje z powiatu gnieźnieńskiego15 marca 2023, 12:00   red. Karol Soberski1013 odsłon
Nie ma poezji bez ciszy
 fot. nadesłane

W najbliższy piątek, 17 marca o godz. 18.00 w Centrum Kultury „Scena to dziwna” w Gnieźnie odbędzie się premiera tomiku wierszy Krystiana Cieślińskiego pt. „Donośność ciszy”. Autor urodził się w 1979 r. w Gnieźnie. Jego rodzinnym miastem, w którym mieszka i z którym pozostaje żywo związany, jest Czerniejewo. K. Cieśliński stara się angażować  w życie i rozwój lokalnej społeczności, w której przede wszystkim wzrasta – społeczności miasta i gminy Czerniejewo. Spośród przejawów jego działalności społecznej można wymienić: pomysł Roku księdza Onufrego Kopczyńskiego w Mieście i Gminie Czerniejewo (rok 2017) i czynne uczestnictwo w obchodach poświęconych temu wybitnemu Polakowi.

Oprócz twórczości poetyckiej Krystian Cieśliński żywo interesuje się muzyką poważną, szczególnie twórczością Bacha, Chopina, Szymanowskiego i Góreckiego. Fascynuje się także historią Polski, przede wszystkim okresem panowania Jagiellonów, ziem polskich w czasie zaborów, wojny polsko - bolszewickiej oraz powstaniem niepodległościowym Żołnierzy Wyklętych. Ceni też ambitne polskie kino, zwłaszcza dorobek Jerzego Antczaka i Wojciecha Jerzego Hasa.

Dzisiaj z Krystianem Cieślińskim porozmawiamy na temat jego debiutanckiego tomiku wierszy „Donośność ciszy”.

- We wstępie do tomiku „Donośność ciszy” podkreślił Pan, że Pańskie wiersze wyrastają także z muzyki definicyjnie określanej jako poważna, czyli z jakiej muzyki?
- Bardzo ważne jest tu dopowiedzenie muzyka definicyjnie określana. Terminologia stosowana w muzykologii i muzyce niekiedy grzeszy umownością – nadmierną umownością, nieoddającą istoty określonej definicji. Według obecnie używanej terminologii do muzyki poważnej kwalifikuje się i twórczość na różne instrumenty solo (a więc na przykład sonaty, tańce jako muzyka instrumentalna, preludia), i przeznaczona na określony instrument i orkiestrę (zatem na przykład koncerty skrzypcowe, wiolonczelowe, fortepianowe, harfowe, fletowe i inne), także utwory orkiestrowe (jak choćby  na orkiestrę kameralną, symfonie, poematy symfoniczne). W zakresie tym mieści się też twórczość kantatowa i oratoryjna, ponadto operowa, operetkowa, pieśniarska, baletowa. Niektórzy znawcy problematyki – wspomnę tu Janusza Ekierta, Józefa Kańskiego – zaliczają do tego kręgu również musicale. To jednak jeszcze nie jest pełna odpowiedź na pytanie, jaka muzyka inspiruje mnie do pisania. Jak wspomniałem, terminologia jest tu niezbyt precyzyjna. Dlaczego bowiem opery komiczne Rossiniego miałyby być muzyką aż tak poważną? A piosenki śpiewane przez Ewę Demarczyk już nie wejść w  ten zakres znaczeniowy? Muzykolodzy, być może te ich pokolenia, które jeszcze się nie urodziły, mają zatem przed sobą, tak myślę, pracę nad większym uściśleniem używanych terminów. A tymczasem ja jako poeta mogę inaczej całkiem inaczej dzielić muzykę na poważną i rozrywkową. Jeśli więc przede wszystkim muzyka określana terminologicznie jako poważna – a zatem między innymi wymienieni we wstępie Bach, Chopin, Szymanowski i Górecki – jest  dla mnie szczególnie ważnym źródłem  inspiracji do działalności literackiej, to również w twórczych poszukiwaniach nieobca mi jest  po prostu muzyka poważna, a więc taka, w której nie wystarczy byle melodia, do której można się kołysać i jakkolwiek tańczyć, oraz niewiele wnoszący do mojego życia tekst. Cenię zwłaszcza te piosenki,w których melodie są niebanalne i nieszablonowe, a teksty ambitne; są mi szczególnie bliskie piosenki Sławy Przybylskiej, Anny German, Ewy Demarczyk. Z głosów męskich na pierwszym miejscu wymieniłbym Mieczysława Fogga.

- A którzy twórcy literaccy najbardziej Pana zachwycają? W ślady których idzie Pan najwyraźniej w swoich wierszach?
- Trudno wskazać wprost na chociażby kilku autorów. Usiłuję bowiem, zapewne jak większość, tworzyć utwory właściwe mojej osobowości, moim przeżyciom, moim emocjom. Mam nadzieję, że można w nich wychwycić oryginalność. Jeśli jednak mogę wskazać na pisarzy, których dzieła utwierdzają we mnie zachwyt nad słowem, to z pewnością warto wymienić: Cypriana Kamila Norwida, Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa, Leopolda Staffa, Marię Dąbrowską i Romana Brandstaettera. Wskazałem na nich chronologicznie, według dat urodzenia.

- Dlaczego debiutanckiemu tomikowi nadał Pan tytuł „Donośność ciszy”? Tytuł w formie oksymoronu?
- To ciekawa sytuacja. Tytuł nie jest moim pomysłem. Jeśli nim jest, to naprawdę częściowo. Bardzo chciałem, by dwie ważne dla mnie osoby uczyniły mi zaszczyt i same wybrały tytuł tomiku spośród dwunastu moich propozycji. Jedna z tych osób namówiła mnie do pokazania moich utworów szerszemu gronu czytelników, czyli do wydania tomiku. Te dwie osoby, wspólnie zastanawiając się nad wyborem tytułu,  wybrały właśnie Donośność ciszy. Prosząc je o wybór tytułu, powiedziałem, że każdą ich sugestię uznam za ostateczną i nie będę dyskutował ani polemizował, zwłaszcza że propozycje, nad którymi dokonał się namysł, pochodziły ode mnie.

- A ujawniłby Pan nieco kulisy, czyli wszystkie propozycje tytułu, jakie Pan poddał dwóm osobom, pod rozwagę?
- Oczywiście. Były to następujące propozycje: Rozpędzając więzy…, Zdobywać własne tempo, Szukanie cichości – próba głosu, Rdzeń miłowania, Wnikać w rdzeń miłowania, Iść w zatrzymaniu się, Gdzie moje regalia…?, Donośność ciszy, Donośność cichości, Berło, czyli serca układanie, Wbrew lichości, Ku Jutrzence Zadziwienia. Zostawiam sobie te sugestie w notatkach. Może kiedyś jeszcze się przydadzą, już nie dwanaście, a jedenaście. Dodam też, że osoby wybierające tytuł wykazały się wówczas lepszym wyczuciem języka niż ja. Donośność ciszy jest określeniem łatwiejszym do fonetycznego wypowiedzenia niż Donośność cichości. Cichość jednak harmonizuje z ciszą i na odwrót. Cisza rodzi cichość, a cichość umacnia ciszę.

- Nie za wiele ciszy? Zapewne Panu chodzi przede wszystkim o to, by wiersze wybrzmiały, zatętniły głośnością, żyły?
- Tak, bez wątpienia o tym marzę! Nie byłoby jednak tych utworów – dwudziestu dziewięciu wierszy – bez nieodzownego wsłuchania się w swoją ciszę, w ciszę swojej duszy. W to, czym tętnię wewnętrznie. Momenty oraz długie trwanie w ciszy są konieczne do tego, by po noszeniu przeżyć, skojarzeń, słów i wreszcie całego tekstu w sobie zabrzmieć konkretnym, lecz ujętym w poezję przesłaniem – by napisać pierwszy utwór, drugi, trzeci i tak dalej… Ciszą również lubię kończyć stawianie ważnych kroków  na ścieżce życia. Cisza pomaga mi uwewnętrznić własne decyzje, przede wszystkim te najważniejsze. Ułatwia namysł nad tym, czym jeszcze można się zainspirować  w pracy twórczej. Cisza jawi się jako niezbędna do ugruntowania się w podjętej decyzji. Daje też łatwość zmiany zdania,  jeśli ta zmiana jest konieczna i zgodna z moimi przekonaniami i moim sumieniem. Cisza zatem poprzedza i zamyka, ale zamykając, zawsze poprzedza coś następnego. Następne zwykle wprowadza nowość. Poza tym przeraża mnie kolosalnie szybkie tempo życia, jakim – niestety (!) - charakteryzuje się współczesna światowość. Dlaczego ono takie jest? Dlatego, że część ludzi, większa i lubiąca dominować, tak szalenie to tempo nakręciła i usiłuje narzucić je wszystkim. Niestety ja również niejednokrotnie temu tempu ulegam. Mimo to uważam, że do zwolnienia tej szybkości mogą doprowadzić znów jedynie ludzie. A to nie może dokonać się bez ciszy, a potem następuje wybór, słowo i działanie.

- O czym jeszcze Pan marzy?
- Marzeń, które chciałbym zrealizować, jest wiele. Uzewnętrznię więc tylko te, które pragnę spełnić jako pierwsze. Marzę o spokojnym kilkugodzinnym lub nawet rozłożonym na dwa dni  nawiedzeniu cmentarza Powązkowskiego w Warszawie oraz o podobnie rozłożonym czasowo, dłuższym nawiedzeniu tamtejszego cmentarza Wojskowego na Powązkach. Na drugim z wymienionych nie byłem nigdy, na pierwszym – dwa razy, zawsze jednak w ramach szkolnych wycieczek, sprowadzających się do około piętnastominutowego, może dwudziestominutowego przyglądania się. W tak krótkim czasie nie można wniknąć w ducha cmentarza Powązkowskiego, a miejsce to jest istotne w polskiej geografii ducha i w mojej osobistej duchowej geografii. Marzę też, by być na koncercie Wojciecha Niedziółki, który należy nie tylko do moich ulubionych skrzypków, ale szerzej – do moich ulubionych artystów. Marzę oczywiście – jednak to perspektywa zupełnie najbliższa – by mój debiut literacki okazał się udany, a w jego ramach i o tym, aby spotkanie autorskie z osobami, które zechcą przybyć na to wydarzenie, zostało zapamiętane jako piękne. Już dziś serdecznie zapraszam Państwa na ten poetycki  wieczór. Rozpocznie się on 17 marca bieżącego roku o godzinie 18.00 w  Centrum Kultury Scena to Dziwna eSTeDe w Gnieźnie. Zapraszam!



Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 117

  • 46
    Czuje się - ZADOWOLONY
    ZADOWOLONY
  • 9
    Czuje się - ZASKOCZONY
    ZASKOCZONY
  • 62
    Czuje się - POINFORMOWANY
    POINFORMOWANY
  • 0
    Czuje się - OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    Czuje się - SMUTNY
    SMUTNY
  • 0
    Czuje się - WKURZONY
    WKURZONY
  • 0
    Czuje się - BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

Przeczytaj także

Daj nam znać

Jeśli coś Cię na Pojezierzu zafascynowało, wzburzyło lub chcesz się tym podzielić z czytelnikami naszego serwisu
Daj nam znać
ReklamaB2ReklamaB3ReklamaB4
Reklama
Najlepsze maszyny online z blikiem