„Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu” to prawdziwa historia o poszukiwaniu rodzica, którego zabrał alkohol. Książka jest głosem dziecka, które nie mogło liczyć na dorosłych. Aleksandra Zbroja, rocznik '82, zabiera nas do domu, w którym nie ma miłości i rodzinnego ciepła. Jest za to wódka i porzucona dziewczynka.
„Mireczek” to poruszająca autobiograficzna opowieść o poszukiwaniu ojca, który nie był tatą. Był za to „alkoholik”, „pijak”, „chlejus”, „menel”, „nierób”, „pan nieodpowiedzialny”, „alimenciarz”, „degenerat”, „Mireczek”. Tak autorka przedstawia zamienniki sformułowania „twój ojciec”. Słyszała je w domu, w szkole i na podwórku.
Jest to historia dziewczynki, której oboje rodzice piją. W konsekwencji nie są w stanie wykonywać swoich rodzicielskich obowiązków. Mała Ola trafia do rodziny zastępczej.
Autorka chaosowi własnych doświadczeń nadaje strukturę w postaci ich nazwania i opisania. Pokazuje, że przemocy w rodzinie można powiedzieć „nie!” – wskazując na nią i stawiając granice. Można nie tracić nadziei, walcząc przy tym przede wszystkim o siebie.
Choć przedstawiony obraz jest boleśnie prawdziwy, Aleksandra Zbroja nie upiększa i nie szuka dramatyzmu w opisywanych zdarzeniach. Jej książka jest intymnym, emocjonalnym świadectwem siły i chęci przetrwania piekła.
Świadomie używam słowa „piekło”, bo przecież zupełnie inny dom powinno dać się dziecku. A tutaj, nie ma miłości, bezpieczeństwa, wsparcia. Nie ma obecności rodzica.
Mireczka poznajemy w chwili jego śmierci. Jaki był, dowiadujemy się poprzez retrospektywne spojrzenia autorki na swoje dzieciństwo i czas dorastania, aż do 2018 roku. Mireczek to z jednej strony poczciwina, którego „nikt nie rozumie”, z drugiej strony zbir z denaturatem za pazuchą. Dla „obu” zaprzestanie picia było ponad siły i chęci.
„Wklepuję na fejsa komunikat, że to koniec, że umarł nagle i niezapowiedzianie, że nie miałam okazji poznać własnego ojca, ponieważ on wolał wódę. I jabole, i browary, i pewnie nawet denaturat, bo był uzależnionym typu menela, który zasrywa sobie nogawkę spodni, śmierdzi w autobusie i zalega na dworcach. Potem usuwam to o denaturacie oraz dworcach. Piszę, że ojciec zmarł nagle i że mi smutno. Po chwili dodaję: „Choć już wiele lat temu mi zabrały go demony plątające się po jego trzewiach i głowie. Nie znaliśmy się - spotykałam głównie tego z trzewi i głowy, który podpowiadał mu, co robić. Że poza wódką jest tylko strach, że nic nie warto. Żeby dał sobie spokój. Tato, przykro mi, że tak się stało. Dzięki Tobie uczę się współczuć. Może to taki ostatni prezent, od Ciebie dla mnie”. Słowo „tato” kłuje w oczy, ale w całą resztę przez chwilę wierzę. Potem zostaje tylko to kłucie. „Tato”, „papo”, „papko”, językowe narzędzia tortur.”
Nie jest to książka autoterapeutyczna. Jest to chęć nadania skrzywdzonemu dziecku przestrzeni do zrelacjonowania swojego bólu. Książka jest próbą poznania nieobecnego wiecznie ojca, poprzez badanie dokumentów, które po nim zostały, rozmowy z ludźmi, którzy go znali, wyjazd do Niemiec, gdzie przepadł bez wieści na rok.
„Trudność w opowiadaniu o Mireczku bierze się stąd, że przeszłość zlewa mi się w bezkształtną masę. Jednak czasem wpadam na trop, który pozwala nadać jej kształt – te wszystkie pisma, podania, listy do sądu, z sądu. Zdarzają się jednak ślady milsze. Nawlekam je jak koraliki na rzemyk i oglądam, kiedy zamiast o Mireczku myślę o tacie.”
Książka jest zaproszeniem do rozmowy o tym, że wspólne geny nie są wyrokiem, że świat nie jest tylko czarny albo biały. Jest też manifestem tego, że każdy ma prawo wyrazić swój ból bez poczucia wstydu.
Autorka zwraca uwagę na ważną kwestię współodpowiedzialnych, usprawiedliwiających picie członka rodziny, przyzwalających na alkoholizm. A dosłownie, stwarzających „komfortowe warunki” do picia.
„Jest w Polsce coś takiego jak społeczne przyzwolenie na picie. To są tego przyzwolenia konsekwencje”.
Książka Zbroi jest przełamaniem pewnego tabu, że o sprawach rodzinnych się nie opowiada i nie wywleka na zewnątrz.
Aleksandra Zbroja wskazuje też na aspekt funkcjonowania we współuzależnieniu. Pisze o poczuciu wstydu, który się pojawia, o stygmatyzowaniu przez środowisko, gdzie alkoholizm ojca definiuje ją samą.
Ta książka jest dla każdego i każdy czytelnik będzie mógł filtrować ją przez pryzmat własnych doświadczeń czy przeżyć. Dla tych, którzy doświadczyli problemu choroby alkoholowej może stanowić odniesienie do ich własnych przeżyć. Z kolei, Ci czytelnicy, którzy wychowali się w domu bez alkoholu, z pewnością odnajdą w sobie pokłady empatii i zrozumienia.
Czytając tę książkę miałam chęć zabrać tę małą Olę z domu, w którym nie ma miłości, rodzinnego ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Każde dziecko, każdy człowiek na to zasługuje.
„Mireczek. Patoopowieść o moim ojcu”, Aleksandra Zbroja, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2021.
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.