Z ogromną radością przyjąłem wiadomość, że Sejm ustanowił czterech patronów 2022 roku: twórca hymnu Józef Wybicki, wspaniała pedagog Maria Grzegorzewska, wybitna himalaistka Wanda Rutkiewicz oraz poetka i pisarka Maria Konopnicka. Ta ostatnia zwłaszcza mnie cieszy.
Konopnicka w ostatnich latach stała się postacią na sztandarach i transparentach wielu obozów politycznych i społecznych, nawet tych zwalczających się wzajemnie. Potrząsam pamięcią i nie potrafię znaleźć drugiej takiej postaci. Oto bowiem z jednej strony mamy pomnikową poetkę, Marię Konopnicką, która na wieść o strajku dzieci polskich we Wrześni pisze wiersz „Rota” – tenże wiersz urośnie do rangi drugiego hymnu polskiego, przez pewien czas będzie też hymnem harcerskim. Pochylona nad ludzką niedolą pisze chwytające za serce, że „słonka Jaś nie doczekał”, w swoich nowelach „Dym” czy „Nasza szkapa” porusza tematy biedy. W dobie pozytywizmu, gdy przyszło jej tworzyć, zdecydowanie częściej literaci decydowali się na wielkie powieści (ot, chociażby Sienkiewicz, Prus, Orzeszkowa), ona trwa wiernie przy poezji, niekiedy sięgając tylko po nowele, opowiadania. Nie stroni od literatury dziecięcej – spod jej pióra wyszła wszak książeczka dziś nieco niesłusznie zapomniana „O krasnoludkach i o sierotce Marysi”. W dowód uznania otrzymała od narodu dworek w Żarnowcu.
Z drugiej mamy Konopnicką-feministkę. Kobietę wyzwoloną, która porzuca męża i sama wychowuje szóstkę dzieci. Kobietę, która uwierzywszy w swój literacki talent porzuca rolę gospodyni domowej i staje się artystką, podróżuje po Europie. Konopnicka nie bała się krytykować Kościoła, papieża Leona XIII i religijności na pokaz. W noweli „Mendel Gdański” porusza kwestię antysemityzmu. A już szczególne miejsce na sztandarach lewicy otrzymała ze względu na swoją wieloletnią relację z malarką Marią Dulębianką. Mieszkały razem w Żarnowcu, razem podróżowały po Europie, razem spędzały święta i zwykłe dni, pochowano je w jednej mogile (potem Dulębiankę przeniesiono na Cmentarz Orląt Lwowskich).
Żyjemy w czasach, gdy nasze społeczeństwo jest podzielone. I może właśnie Konopnickiej nam trzeba. Zarówno autorki patriotycznej „Roty”, jak i wyzwolonej kobiety. Aby nad jej grobem stanęli ci wracający z Marszu Niepodległości, jak i te, wracające ze Strajku Kobiet. Aby nad jej lwowską mogiły załopotały wszelkie flagi, pod którymi maszerujemy w różnych kierunkach. Tak, potrzebujemy Konopnickiej. Pewnie będziemy ją sobie wydzierać, mówiąc, czy jest bardziej „nasza” czy „ich”. Ale jest nam potrzebna.
W jej rodzinnych Suwałkach w 1935 r. ustawiono tablicę jej pamięci, a w 2010 r. pomnik. Swoje pomniki ma też we Wrześni, Warszawie, Kaliszu, Bydgoszczy i Gdańsku. W 1957 r. powstało muzeum jej pamięci w Żarnowcu. Jeden z kraterów na Wenus został nazwany jej imieniem. Imię to otrzymał też statek Polskiej Marynarki Handlowej, a także niezliczona ilość szkół, ulic, domów kultury. Jej wizerunek trafił na monety.
Na Kujawach, w miejscowości Krzywosądz (pow. radziejowski) znajdziemy ślad rodziny Konopnickiej – tam znajduje się grób Jana Wasiłowskiego, jej brata, który zginął w powstaniu styczniowym. A Września… Tego już chyba tłumaczyć nie trzeba.
Zbliża się 1 listopada. I myślę sobie, że jej pogrzeb zgromadził wielkie tłumy, że zamykano sklepy i szkoły, bo cały Lwów żegnał poetkę. Dziś zatrudnieni w prywatnych firmach, w których liczy się zysk, idziemy tylko na pogrzeby naszych bliskich, a pogrzeby naprawdę Wielkich, Mądrych i Dobrych pozostawiamy delegacjom. Może jeszcze dlatego potrzebujemy Konopnickiej – żeby nam przypomniała, że czasem trzeba zatrzymać się na czyjąś mogiłą, że jednak nie chodzi tylko o zysk, ale o coś więcej w życiu?
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.