Podczas moich licznych wyjazdów związanych z odkrywaniem lokalnej historii, czy z wyjaśnianiem zagadek naszego regionu, spotykam wiele wspaniałych osób i wysłuchuje niewiarygodne wręcz historie. Dotyczą one zarówno wydarzeń związanych z naszym regionem, jak i ludzi pochodzących z naszych stron, którzy przeżywali niesamowite przygody. Dzisiaj opowiem o historii nieżyjącego już niestety Kazimierza Banacha, mieszkańca Przysieki w gminie Mieleszyn, który w czasie II wojny światowej… trzykrotnie uciekł śmierci!
Kazimierz Banach urodził się 14 lutego 1907 roku. Gdy wybuchła wojna w 1939 roku – to jak opowiada mi jego córka Krystyna – został powołany do wojska polskiego, trafił na Kresy, ale zanim jeszcze zdążył powojować, cały teren zajęli Sowieci. Dostał się do niewoli. I tutaj po raz pierwszy wymknął się śmierci, ponieważ wielu jego kolegów zostało zabitych przez Sowietów.
K. Banach – wraz z wieloma innym Polakami – trafił do łagru w miejscowości Równe na Ukrainie, gdzie został skierowany do pracy przy rozbijaniu kamieni z których powstawały drogi. Taką pracę wykonywał aż do 1941 roku. Wówczas pojawiła się informacja, że na terenie Związku Radzieckiego będzie powstawała polska armia.
Powstanie Armii Polskiej na terenie ZSRR zapowiedziane zostało w układzie Sikorski – Majski, podpisanym 30 lipca 1941 roku w Londynie. Umowa wojskowa, zawarta w Moskwie 14 sierpnia 1941 r., przewidywała, że utworzone polskie wojsko, będące częścią sił zbrojnych suwerennej Rzeczypospolitej, walczyć będzie przeciwko Niemcom wspólnie z Armią Czerwoną. Dowódcą Polskich Sił Zbrojnych w Związku Sowieckim rząd RP mianował gen. Władysława Andersa, więzionego od jesieni 1939 r. przez NKWD na Łubiance.
Ta informacja spowodowała, że K. Banach, jak i wielu innych Polaków zwolnionych „na mocy amnestii” z łagrów, więzień i miejsc zesłania, zaczęło docierać do obozu w Tatiszczewie koło Saratowa. Tam Kazimierz Banach przebywał kilka miesięcy, aż w lutym 1942 roku trafił – jak cała armia gen. Andersa – do Taszkientu. Latem tego roku, wraz z ponad 110 tys. żołnierzy, w tym wielu cywilów – K. Banach dotarł do Teheranu.
Gdy Kazimierz Banach dotarł do Teheranu, to niestety, nie było mu dane iść dalej z polską armią, ponieważ zachorował na malarię i trafił do szpitala. Jak się okazało, wielu przybyłych Polaków chorowało na malarię, tyfus, czy dyzenterię.
– Po powrocie do Teheranu musiałem się zająć najgorliwiej szpitalami i obozami dla ludności cywilnej. Największym nieszczęściem był często beznadziejny stan zdrowia przybywających. Nieraz już po przybyciu do Teheranu ludzie umierali wskutek wycieńczenia i długotrwałego głodu podczas dwuletniego pobytu w Rosji sowieckiej. W ciągu kilku tygodni las, przeszło tysiąca krzyży, pokrył cmentarz polski w Teheranie – napisał po latach w książce „Bez ostatniego rozdziału” (Gryf Publishing, Londyn 1959) generał Władysław Anders.
– Mój ojciec w szpitalu leżał blisko trzy miesiące – opowiada jego córka Krystyna. – Ale już po jakimś czasie, ze szpitalnego łóżka przeniesiono ojca do kostnicy, bo uznano, iż nie żyje! W kostnicy spędził trzy dni, po których obudził się wśród wielu zmarłych. Zauważyli to pielęgniarze i ponownie trafił do szpitala – dodaje. – W tym szpitalu mój ojciec nie kazał się operować i cały czas leżał w łóżku mając przy sobie nóż – zaznacza.
I ten nóż dzięki któremu nie pozwolił się operować, jak mówi pani Krystyna, uratował Kazimierzowi Banachowi życie, ponieważ lekarze stwierdzili, iż gdyby w panującej tam wysokiej temperaturze go operowano, to by operacji nie przeżył. – Gdy mój ojciec wyzdrowiał, to polskie wojsko już opuściło Teheran – wspomina. Tym samym po raz drugi wymknął się śmierci.
Po kilkumiesięcznym pobycie w Teheranie, K. Banach wraz z innymi Polakami, został skierowany, przez Irak do Bejrutu w Libanie. – Tam wsiedli na okręt bodajże „Orion”, którym mieli dotrzeć do Wielkiej Brytanii – opowiada pani Krystyna.
I tutaj zaczyna się kolejny dramatyczny etap w życiu K. Banacha. – Z opowiadań ojca wiem, że po wypłynięciu z Bejrutu, przez blisko trzy miesiące płynęli przez Morze Śródziemne i potem dalej przez Atlantyk do Anglii, gdzie, jak się później ojciec dowiedział, ich okręt uznano za zatopiony! – mówi pani Krystyna. – Sytuacja na tym okręcie była już tam dramatyczna, że uczestnicy tego rejsu z braku słodkiej wody pili własny mocz – dodaje.
Gdy wreszcie okręt dotarł do Anglii, to w porcie nikt nie wierzył, że to ten okręt! Członkowie załogi okrętu nie byli w stanie zejść o własnych siłach, tylko wszystkich transportowano na brzeg na noszach. Tym sposobem po raz trzeci K. Banach uciekł śmierci.
Na Wyspach Brytyjskich K. Banach przebywał aż do 1947 roku. W tym czasie pisał listy do swojej żony Marianny, by do niego przyjechała. – Ale mama odmówiła, twierdząc, że w Polsce ma rodzinę, ma dzieci – wspomina pani Krystyna. – Ostatecznie ojciec w 1947 roku powrócił do Polski – zaznacza.
Kazimierz Banach, po powrocie do Polski, mieszkał w Przysiece w gminie Mieleszyn, gdzie zmarł – w wieku 70 lat – 16 czerwca 1977 roku. Pochowany jest na cmentarzu parafialnym w Popowie Ignacewie.
Fot. z archiwum K. Soberskiego
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!