…„Polacy są organicznie niezdolnie do rządzenia taki dużym państwem”, „Wobec czego należy Polskę wziąć pod kuratelę aby nie zapanowała w Europie anarchia!” Słowa! Słowa wypowiedziane przez wielkich minionego świata, które w XVIII były wytrychem do dokonania rozbioru, a w zasadzie zagłady - przemyślanej zagłady Polski jako kraju i narodu polskiego jako społeczeństwa.
A kiedy się to rozpoczęło? To dążenie innych narodów do wyeliminowania Polski nie tylko z map ale także z pamięci?! W tym temacie, co osoba to odmienne zdanie kiedy zaczęła się te dążenia. Załóżmy jednak, że był to 1296 rok, kiedy to Brandenburczycy mordują nam króla Przemysła II, 8 lutego we wsi Rogoźno (miasto w woj. wielkopolskim, w powiecie obornickim, siedziba władz gminy miejsko-wiejskiej Rogoźno. Położone na Pojezierzu Wielkopolskim, nad rzeką Wełną i jeziorem Rogoźno), a w zasadzie zostaje on z Rogoźna porwany i zamordowany w miejscu noszącym, jakże wymowną, nazwę Porąblica (koło Siernik). Króla Polski- pierwszego króla po bagatela przeszło 216 latach nieobecności na tronie Polski władcy koronowanego. Zgroza! Nie udało się upilnować króla, jakże oczekiwanego po rozbiciu dzielnicowym. Szkoda.
A Wielkopolska, ze swą wielkością, znowu zapisuje się na kartach historii Polski, choć może nie o takim upamiętnieniu chcieli by czytać Wielkopolanie. Trudno, stało się. Czy to jednak wydarzenie przetarło drogę temu co się stało-wydarzyło bez mała pięćset lat później?! Zapewne nie. Jednak kładło się cieniem na postrzeganiu nas i naszego kraju przez późniejszego zaborcę, dodajmy nie jednego zaborcę...
„Polacy są organicznie niezdolnie do rządzenia taki dużym państwem” to zdanie i to co po nim następuje znowu stawia nas w trudnej, bardzo trudnej sytuacji. Bo przecież tracimy niepodległość, bo nas rozebrano ale wcześniej… Wcześniej powiedziano nam, powiedziano narodom świata, że „… należy Polskę wziąć pod kuratelę aby nie zapanowała w Europie anarchia!”. A jeszcze wcześniej, zanim do tego doszło, było zrywanie sejmów, byli jurgieltnicy, były interwencje w sprawy wewnętrzne Polski, była też interwencja w sprawie praw innowierców (coś to nam dziś mówi?! A mówi!). Jak więc się powiedziało, tak też się zrobiło, a pomogli, a jakże, francuscy filozofowie… No to ciach i po państwie! Boże zmiłuj się nad Polską!
XIX wiek to czas zrywów, mniej lub bardziej, lecz raczej mniej, zorganizowanych. A to Napoleon, a to powstania listopadowe, krakowskie, styczniowe, wiosna ludów i pomniejsze i ciągle ze stygmatem zrywu-walki ale nie pomyślunku. A czy się uda, czy mamy dość sił aby pokonać zaborcę/zaborców?! Nie udało się i wcale nie było blisko, aby się udało.
My jednak, naród dumny, ciągle myślimy, jak przywrócić Polskę Polakom, jak nie pozwolić, aby język wyrugowano, jak nie pozwolić, aby Wrześnię zapomniano, jak ustrzec się przed Kulturkampfem, jak ustrzec się przed Hakatą?! No jak?
Rodzą się tu i tam ci, którzy w romantyzmie, pozytywizmie, młodej Polsce szukają dróg, szukają sposobów, ale nade wszystko umacniają naród w trwaniu, nadziei. Czekamy. Rodzą się więc Ci, którzy w XIX wieku mówią, że musimy powrócić na ziemie Śląską, Pomorze, Wielkopolskę, Mazury… oraz Ci, którzy mówią, że germanizacja ziem polskich w zaborze pruskim jest tylko „kwestią czasu”…
Jan Ludwik Popławski ur. 17 stycznia 1854 tak właśnie pisze o potrzebach przyszłego państwa polskiego. Pisze jeszcze więcej o Śląsku, Pomorzu, Wielkopolsce (księstwie Poznańskim) widząc te regiony w granicach Polski.
„My żądamy od Polaków - żeby szczerze uznali, że są niepowrotnie z państwem pruskim złączeni (…), a utrata Poznańskiego oznaczałaby dla Prus upadek i ruinę”. Tak przemawiał do rządu pruskiego jego minister finansów w latach 1894-1900 Johannes Miquel. Przemawiał też jeszcze bardziej dosadnie „Gdyby Polacy wyrzekli się agitacji narodowej, można by inaczej z nimi pomówić, ponieważ jednak wyrzec się jej nie chcą, zastosujemy względem nich jeszcze cały szereg środków, nie tylko represyjnych, ale także kulturalnych”. I stosowano represje, bat wprawiono w ruch…
Początek listopada to początek oczekiwania na jedno z najważniejszych świąt państwowych, bo przecież 11 listopada 1918 rok, bo przecież niepodległość po 123 latach. Czy jednak powstała wtedy na pewno?!
Jednak wcześniej wybucha pierwsza wojna światowa w 1914 roku. Ach, pierwszą stała się jednak później, a wtedy była wielką. Szczęściem dla nas, że w ten konflikt uwikłały się państwa zaborcze i to po przeciwnych stronach. Zaczyna się walka o polskie mięso armatnie, choć i to w 1917 roku było już Niemcom niepotrzebne. A i wtedy dochodzi też do tzw. kryzysu przysięgowego. Jednak wcześniej Niemcy wraz z Astro- Węgrami dają nam namiastkę wolności-suwerenności.
5.11.1916 r. zdecydowano się na zorganizowanie konferencji w Pszczynie, podczas której omówiono możliwe rozwiązania sprawy polskiej.
Efektem konferencji była specjalna odezwa do Polaków, którą – w imieniu cesarzy – podpisać mieli generalni gubernatorzy okupowanych stref: Hans von Beseler (Niemcy) i Karl Kuk (Austro-Węgry). „Wiekopomny aktem z dnia 05 listopada 1916 r. Monarchowie Niemiec i Austro-Węgier proklamowali i poręczyli niepodległość Państwa Polskiego”. Ale czy to ten moment w którym wybuchła ta upragniona wolność?! Z kalendarza wynika, że nie.
To może zaczątki polskiej niepodległości to powstanie 12 września 1917 roku Rady Regencyjnej. Miała ona przecież pełnić władzę w kraju do czasu przekazania jej w ręce regenta lub króla, bo przecież Polska miała odrodzić się jako królestwo. W tym celu 15 października 1917 r. uroczyście mianowano powołanych przez obu cesarzy członków Rady Regencyjnej: arcybiskupa warszawskiego Aleksandra Kakowskiego, prezydenta Warszawy księcia Zdzisława Lubomirskiego i honorowego prezesa Stronnictwa Polityki Realnej hrabiego Józefa Ostrowskiego. Siedzibą Rady Regencyjnej stał się Zamek Królewski w Warszawie. Jako żywo, wkomponowało się to wszystko w orędzie prezydenta USA Thomasa Woodrow Wilsona z 8 stycznia 1918 roku.
Orędzie składało się z 14 punktów, a w 13-tym…
„Należy stworzyć niezawisłe państwo polskie, które winno obejmować terytoria zamieszkane przez ludność niezaprzeczalnie polską, któremu należy zapewnić swobodny i bezpieczny dostęp do morza i którego niezawisłość polityczną i gospodarczą oraz integralność terytorialną należy zagwarantować paktem międzynarodowym”.
„Należy” no to tworzymy, jako żywo!
Zapewne na bazie tego orędzia, Rada Regencyjna 6 lutego 1918 roku wydała dekret o utworzeniu Rady Stanu Królestwa Polskiego, która miała pełnić rolę tymczasowego parlamentu. Składała się ona ze 110 członków, wybory przeprowadzono 9 kwietnia 1918 r. A więc państwo, a raczej jego zręby tworzą się intensywnie. Czy więc wtedy wybuchła wolność, niepodległość tak upragniona? Kalendarz dziś mówi, że nie! Rada Regencyjna idzie dalej w swym wytrwałym-mądrym postępowaniu na rzecz Polski.
7.10. 1918 r. Rada Regencyjna ogłosiła odezwę „Do Narodu Polskiego”, w której proklamowała niepodległość Polski. Powołanie rządu Józefa Świeżyńskiego, zaś 28.10.18 r. powołanie na Naczelnego Wodza i Szefa Sztabu Generalnego WP gen. Tadeusza Rozwadowskiego! A to nie brygadiera Piłsudskiego? Nie, nie brygadiera! 12 października 1918 r. Rada wprowadziła nową rotę przysięgi i przejęła władzę nad Polską Siłą Zbrojną. Ach, to więc wtedy narodziła się, po 123 latach niewoli, Polska?! Nie! Tak wynika z kalendarza, że nie.
Czy i w tym temacie trudno nam dojść do porozumienia? Czy ofiara Przemysła II, ofiary wszystkich tych, którym miła była Polska wolna, nic nie znaczyły i wtedy i dziś? Nic dla chcących zawłaszczyć tylko dla siebie Polskę, Niepodległość, Wolność…? Czy to zawłaszczenie nastąpiło również z zawłaszczenie prawdy? Według mnie tak. Niestety tak. A co było dalej? Wróćmy do „CZAS ŚWIĘTOWANIA, CZY NA PEWNO?!”
Sytuację polityczną w Warszawie zmieniło w sposób zasadniczy przybycie 10 listopada 1918 r. specjalnym pociągiem z Berlina, uwolnionego z twierdzy magdeburskiej, Józefa Piłsudskiego. Na Dworcu Głównym powitał go m.in. reprezentujący Radę Regencyjną książę Zdzisław Lubomirski.
Ale zaraz, co, jak? To udało mu się stworzyć polskie państwo w jeden dzień?! Ot tak? Bez żadnych działań?
11 listopada 1918 r. Rada Regencyjna „wobec grożącego niebezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, dla ujednolicenia wszelkich zarządzeń wojskowych i utrzymania porządku w kraju” przekazała władzę wojskową i naczelne dowództwo wojsk polskich, jej podległych, brygadierowi Józefowi Piłsudskiemu. No i stało się. Jest. Wybuchła Niepodległość w Polsce!
Trzy dni później – 14 listopada - Rada Regencyjna rozwiązała się, oświadczając jednocześnie, iż „od tej chwili obowiązki nasze i odpowiedzialność względem narodu polskiego w Twoje ręce, Panie Naczelny Dowódco, składamy do przekazania Rządowi Narodowemu”. W związku z tymi wydarzeniami Dzień 11 Listopada 1918 rok zaczęto uważać za Święto Niepodległości Polski… Jednak… dopiero po 19 latach, od 23.04.1937 roku! Tylko moment - co mu (Piłsudskiemu) przekazano? Ano przekazano mu gotowe państwo z administracją, aparatem skarbowym, policyjnym, wymiarem sprawiedliwości, oświatą. Tak więc Polsko nie powstałaś z dnia na dzień tylko zostałaś ukształtowana przez mądrych ludzi, a potem jeno przekazana. Ale czy w dobre ręce?!
Ot, taka ciekawostka. I jeszcze potem był 28 czerwca 1919 roku. W sali zwierciadlanej Wersalu nastąpiło podpisanie przez Dmowskiego, wraz z Paderewskim, traktatu wersalskiego, przywracającego formalnie Polskę na mapę Europy jak państwo w pełni niepodległe! Rokowania te doprowadziły do uznania Polski z Wielkopolską i Pomorzem Gdańskim, nakazania referendum na Warmii, Mazurach i Górnym Śląsku oraz ustanowienia Wolnego Miasta Gdańska.
10 września Dmowski podpisał także traktat pokojowy koalicji z Austrią w Saint-Germain. No więc ,na Boga, świętować niepodległość 11 listopada, czy nie?
Za odpowiedź niech posłuży mały cytat:
„Trzeba było jeszcze wpoić w społeczeństwo przekonanie, że wszystko co się stało, Polska zawdzięcza wyłącznie legionistom (Piłsudskiemu), a nie jakiemuś Paderewskiemu, Dmowskiemu, Rozwadowskiemu, Witosowi czy Korfantemu…”
Trzeba było i to zrobiono. Czy w związku z tym niepodległość została wywalczona różnymi działaniami, od politycznych po wojskowe, w innym czasie? Według mnie tak, co pozwoliłem sobie przedstawić krótkim rysie wydarzeń początku XX wieku. Czy dziś musimy obawiać się działań, jakie miały miejsce w Rogoźnie w lutym 1296 roku? Dlatego niech zabrzmią te oto słowa, słowa Jana Pawła II: „Wolność nie jest dana raz na zawsze. Trzeba ją stale zdobywać na nowo”.
I oby nigdy nie urodził nam się już jurgieltnik o pseudonimie „Kosk”. Oby nigdy!
Dawno, dawno temu ktoś tak opisał Polskę - „Polska sięga tam, dokąd sięgają prześladowania, prawa wyjątkowe, konfiskaty i kontrybucje, ucisk narodowy i religijny”.
Sięga tam dziś! To jednak opowieść na inny czas.
A Ty, Czytelniku, odwiedź kiedyś Rogoźno, odwiedź Sierniki pochyl i zamyśl się przy Porąblicy, zastanów się…
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!