Kurz powoli opadł a strzały ucichły, ponownie spokojna osada w Wielkopolskim Parku Etnograficznym w Dziekanowicach zasypia. W niedzielne południe była areną rekonstrukcyjnych zmagań Ochotniczej Kompanii Wielkopolskiej i oddziału Armii Czerwonej. Zgromadzeni mogli zobaczyć na własne oczy codzienne życie obu armii a także brać udział, jako obserwatorzy, w inscenizacjach walk na froncie wschodnim. W sumie miały miejsce trzy potyczki, w których raz jedna a raz druga strona przeważała.
Niektórzy widzowie odczuli na własnej skórze jak łakomi na zegarki czy aparaty bywają rosyjscy żołnierze. Oczywiście wszystko w ramach dobrej zabawy. Ta jednak miała tylko miejsce w Dziekanowicach, gdyż prawdziwe wydarzenia i relacje były zgoła inne.
- Janusz Sopoćko (1. Pułk Strzelców Wielkopolskich):
„Komenda: „do broni”, „za broń” i kompania nasza pomaszerowała jako ostatnia. Za nami zostały tylko dwa samochody pancerne, przed paru tygodniami zdobyte przez nasz pułk na bolszewikach. Równolegle do naszej kolumny maszerowały patrole saperskie i żołnierze łączności, którzy ścinali słupy telegraficzne i cięli na nich druty. Dzień robił się upalny, gorący. Przed nami nie opadł jeszcze kurz maszerującej dywizji-za nami wciąż jeszcze ginął w dymach pożarów nieszczęsny Bobrujsk. Smutny krajobraz roztaczał się dokoła. Tym smutniejszy może, że ciężko nam wszystkim było na sercu. Od żołnierzy innych pułków dowiedzieliśmy się już, że „zgalamy”. Bolszewicy podobno na północy podsuwają się pod Mińsk, grożąc nam odcięciem od kraju. Ogrom niepowodzeń, jakie spotkały wojska nasze pod Kijowem, przeniósł się daleko na północ. 14 dywizja nie cofała się dotąd nigdy - a tu naraz...”
- Nikodem Czyż (3. Pułk Strzelców Wielkopolskich):
„I tak ciągniemy dalej wymęczeni, wygłodzeni i zawszawieni, na dodatek z bólem brzucha. Dochodziliśmy do jednego miasta. Przy wlocie do miasta pułkownik ustawił orkiestrę, grała marsza i defilada wkroczyliśmy do miasta. Kompanią ulokowaliśmy się w jednym sadzie, broń w kozły i bez plecaków do miasta (małe miasteczko) a może coś do żarcia się znajdzie. Prócz kuli czerwonego sera nic nie było można zdobyć i ten ser było trzeba wyrzucić bo był bardzo gorzki. Żyd do mnie mówi: „panie, tu wokół miasta są bolszewiki i czekają na was”.
Przychodzę z tą nowiną do kompanii, ale ci wszyscy co byli w mieście też żydzi to samo mówili. Byliśmy zaniepokojeni.”
- Tadeusz Petrykowski (9. pułk Strzelców Wielkopolskich):
„Już trzecią noc walczyliśmy bez przerwy z wrogiem, który w małych odstępach czasu ponawiał ataki. Spieszno było bolszewikom do Warszawy, która dla nich była wymarzonym miastem, ostatecznym celem, rajem obiecanym, gdzie głodni nakarmieni zostaną, gdzie chorzy uzdrowienie uzyskają, a nadzy i obdarci w godne szaty ubrani będą. Dla tego też bolszewicy nie szczędzili ni sił, ni ludzi na zgniecenie naszego frontu, który im przeszkadzał w prędkim pochodzie na Warszawę. Od tygodni nie pamiętaliśmy takiej pozycji, gdzie byśmy aż trzy dni utrzymali się na jednym odcinku. Chłopсу nasi wielkopolscy dokładali wszelkich sił, by wytrwać na posterunku. Nie spali, nie jedli, jak z żelaza lub z kamienia stali na tem miejscu, gdzie ich postawiono.”
Między innymi na tych relacjach oparte były epizody widowiska pokazujące jak wglądały niezwykle ciężkie dla żołnierza wielkopolskiego dni.
Fot.Sz. Raith
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!