Maria Walewska przedstawiana Napoleonowi nie mniej musiała być zdenerwowana niż historyk, który podejmuje się pisać felietony, w dodatku pochodzący z innej niż odbiorcy tekstów prowincji. Odmówić jednak z zaproszenia Pojezierze24.pl się nie godzi (znów czuję się jak pani Walewska przed Cesarzem!).
Wkraczam zatem na szlak felietonów kujawsko-wielkopolskich z pewną nieśmiałością. Oto Gniezno, pradawna stolica, kolebka Polski; oto Kujawy kapsrowiczowskie, łokietkowskie. Oto wreszcie i sama Wielkopolska, owa Macierz plemienia Polan. A pomiędzy nimi Goplana, Mysia Wieża, katedra i drzwi gnieźnieńskie… Co krok to Historia przez wielkie H, co ruch – to okruchy przeszłości, skrawki archiwalnych dokumentów, tajemnice przeszłości… I wreszcie historycy, archeolodzy, archiwiści – wierni słudzy muzy Klio, następcy Herodota, Galla, Kadłuba, Długosza, Lelewela, spadkobiercy Schliemanna, Estreichera, Mommsena…
Rozpisałem się poetycko o historii, która nas wszak otacza. Żadna inna nauka nie rozpala tak dyskusji, jak historia właśnie. Spośród podstaw programowych, które z kolejnymi ministrami zmieniają się, tylko podstawa z historii i kanon lektur wzbudzają ogólnonarodowe dyskusje, zażarte spory, zarzuty o tkwieniu w konserwatyzmie lub szarganiu świętości. To nie odkrycia z chemii, fizyki, biologii rozpalają umysły – ale właśnie nowe książki historyczne, odsłaniające nowe karty, lub też celowo zasłaniające kurtyną milczenia czyny bohaterów lub zdrajców.
Mogliśmy mieć w szkole różnych nauczycieli, różne oceny z historii, różną obecnie wiedzę i stosunek do przeszłości, ale przecież corocznie w różny sposób czcimy rocznice historycznych wydarzeń, chwalebnych, tragicznych, rzadziej wstydliwych. W politycznych sporach porównujemy obecnych liderów partyjnych do tych z przeszłości – kto chce być Piłsudskim, kto mieni się Stańczykiem, kto wart tytułu współczesnego Napoleona, a kto jest tylko Michałem Korybutem...
Gdy w 2008 roku powstawał film Marka Kilaszewskiego „Tylko tutaj kawałek muru coś znaczy” o historii mojego rodzinnego Wąbrzeźna, padały słowa „Ale po co? Nas nie interesuje przeszłość, tylko przyszłość!”. Być może w kontekście finansowym wielu wybrałoby inwestowanie w bieżące potrzeby, nie zaś w filmy o historii, pomniki czy uroczystości rocznicowe. Co jednak stałoby się, gdybyśmy teraz zrezygnowali z tego wszystkiego? Czy jest możliwe funkcjonowanie społeczności bez historii, bez przeszłości, bez szanowania postaci, które były tu przed nami? Skąd wzięlibyśmy nazwy ulic, czy istnieliby patroni szkół, pomniki, ba! czy nawet zachowane byłyby groby?
Często powtarzane są frazy, że naród bez szacunku do swojej przeszłości ginie, że historia jest nauczycielką życia. A przecież historia jest po prostu interesująca, fascynująca, można z ciekawością ją poznawać (czym innym jest żmudne wkuwanie dat, pojęć, nazwisk na szkolny sprawdzian). I chyba to jest koronny argument, nie zaś frazy o nauczycielce – każdy chciałby mieć w ręku przedmiot liczący pół tysiąca lat, każdy chciałby odnaleźć w ziemi przedmiot związany ze znaną postacią, każdy chciałby dotknąć obrazu, armaty, ksiąg – tego, co jest namacalnym dowodem, co jest mimowolnym świadkiem przeszłości. Rozliczne grupy rekonstruktorskie, eksploracyjne, filmy i seriale historyczne, dokumentalne i kostiumowe dowodzą, że historia zbłądziła pod strzechy.
A skoro już zbłądziła – to warto ją poznać. Tę wielką, europejską, polską, i tę regionalną, miejscową, a nawet mikrohistorię – dzieje pobliskiego młyna, szkoły lub kamienicy.
Pozwólcie więc, drodzy czytelnicy portalu Pojezierze24.pl, że pozwolę sobie czasem odsłonić karty przeszłości, czasem przypomnieć co oczywiste, ale ważne, czasem wsadzić kij w mrowisko, a czasem odkryć to, co nieznane.
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!