Ta mała wioska w powiecie gnieźnieńskim słynie z ciekawego pałacu, który w swojej wieży ma skarb nazywany od wielu lat „komnatą masońską”. Jest to zabytek unikatowy na skalę ogólnopolską do którego przed 1945 rokiem można było wejść przez… szafę! Dzisiaj komnata nie jest dostępna. Ale Przysieka – jak się okazało w ostatnich dniach – ma też dwie inne fascynujące zagadki!
Przysieka – bo o niej mowa – w czasie II wojny światowej nosząca nazwę Luisenbrunn – wzmiankowana była już w 1243 r. Nas jednak interesuje okres od XVIII do początków XX wieku. W XVIII wieku właścicielem Przysieki był Aleksander Przyłuski a potem jego syn Leon (chorąży kawalerii narodowej). W 1786 r. majątek nabył Jan Kalksteyn, pisarz grodzki koniński. W ich posiadaniu wieś była do 1861 r. gdy kupił ją Niemiec Teodor Dionisius. W 1903 r. wieś odziedziczył Ludwig Dionisius, który był też budowniczym stojącej do dzisiaj rezydencji, wykorzystując do tego celu prawdopodobnie część fundamentów i murów wcześniejszej budowli. Po I wojnie światowej pałac przeszedł w ręce rodu von Wendorffów z Mielna, którzy nim zarządzali do 1945 r. Później przeszedł w ręce Skarbu Państwa.
Dlaczego wspominam o wieku XVIII? Otóż obecny pałac stoi na fundamentach dworu z XIX wieku. A co było wcześniej? Okazuje się, że w XVIII i na początku XIX wieku w Przysiece znajdował się zupełnie inny dwór! I w innym miejscu!
Ale co najciekawsze w tej historii, to fakt, że do dzisiaj można zlokalizować fundamenty dworu z XVIII wieku! I to fundamenty, które skrywają pewne tajemnice!
O istnieniu fundamentów dawnego dworu z XVIII wieku dowiedziałem się zupełnie przypadkowo, kilkanaście dni temu byłem w Mieleszynie. Spotkałem tam starszego pana, który opowiedział mi ciekawą historię. – W moim rodzinnym domu, od dziada i pradziada, mówiło się o zagadkowych fundamentach, które można jeszcze dzisiaj zlokalizować niedaleko aktualnego dworu w Przysiece. Z informacji przekazywanych z pokolenia na pokolenie wynika, że to fundamenty dworu z XVIII wieku – opowiada mój rozmówca.
Ta informacja przekazywana od pokoleń – zdaniem mojego rozmówcy – została potwierdzona kilkanaście lat temu, podczas prac polowych, gdy natrafiono na resztki jakiegoś budulca, który zaczął „wychodzić” z ziemi. Obrysy fundamentu, które znaleziono, wyraźnie wskazywały na budynek o znacznych rozmiarach! Dlaczego uznano, że to fundamenty dawnego dworu? Bo do miejsca, gdzie je odnaleziono prowadziła piękna aleja drzew… – W całej tej historii najciekawsze jest to, iż obrysy fundamentów, które znaleziono na polu, wchodzą w pewnym miejscu w skarpę i nie można wykluczyć, że w tym nasypie może się znajdować coś z dawnego dworu! Może piwnice, może lodownia... – zaznacza mój rozmówca.
A jak jest piwnica, czy lodownia, to zawsze pojawia się wątek, że coś tam może być ukryte, że coś ciekawego można tam znaleźć, że miejsce to może skrywać jakieś artefakty związane z dawnym dworem…
Tajemnicze fundamenty to pierwsza z dwóch wspomnianych na wstępie zagadek. Druga – może bardziej sensacyjna – to informacja, że na terenach wokół pałacu w Przysiece, uciekający w 1945 r. przed wojskami sowieckimi Eckhard von Wendorff, właściciel Przysieki od 1942 r., ukrył pewne kosztowności z pałacu.
Od wielu lat w Przysiece i okolicach mówi się, że Eckhard von Wendorff nie zabrał ze swojej rezydencji zbyt wiele. O jego ucieczce z Przysieki (jak i o jego majątku) szeroko napisałem w mojej książce „Złoto Dziedzica” (wydanej w 2018 r.):
– Eckhard uciekał w 1945 r. z Przysieki jednym wozem na który zabrał pościel, trochę ubrań i rzeczy osobiste – wspomina Teresa Cieślewicz (ur. 1922 r.) z Mieleszyna, która pracowała w majątku Wendorffa w Przysiece. – Po wojnie ożenił się z wdową, Niemką, która miała dwie córki. Odwiedzał nas po wojnie, przesyłał paczki z kawą, kakao i cukierki. W Dortmundzie dostał od rządu niemieckiego willę za pałac w Przysiece – dodaje i zaznacza, że aż do śmierci w 2001 r. przesyłał listy w których zawsze pisał o Bogu.
I właśnie ów skromnie załadowany wóz, którym Eckhard von Wendorff opuścił Przysiekę, rozpala wyobraźnie poszukiwaczy skarbów. Wiadomo bowiem, że pałac w Przysiece był bardzo bogato wyposażony, że były tam np. liczne dzieła sztuki i że Eckhard nie wywiózł ich wcześniej! Co się zatem z nimi stało? Tajemnicą poliszynela jest, że część z pałacowych mebli zabrali po wyjeździe Eckharda jego byli pracownicy i w wielu domach na terenie gminy Mieleszyn możemy je do dzisiaj oglądać. Ale wiadomo też, że nikt nie zabrał z pałacu żadnych obrazów, czy innych dzieł sztuki, bo ich po prostu w pałacu już nie było!
Co się z nimi stało? Czy Eckhard von Wendorff zdążył je ukryć? O jednym z domniemanych miejsc ukrycia tych dzieł sztuki napisałem już w „Złocie Dziedzica”.
Ale ostatnio pojawiła się kolejna informacja, że część z wyposażenia pałacu (m.in. srebrna zastawa stołowa, jakieś kosztowności, kilka obrazów, kilka sztuk białej broni) została ukryta w specjalnej skrytce umiejscowionej w okolicach pałacu. Mój rozmówca wspomina, że o tym miejscu wiedziało – po zakończeniu II wojny światowej – zaledwie kilka osób związanych z pałacem w Przysiece.
Gdy pytam, dlaczego nigdy nie opróżnili tego schowka, odpowiada, że ludzie po prostu bali się tam kopać… Dzisiaj tych osób nie ma wśród żyjących, a ich potomkowie nie do końca wierzą w te opowieści lub o tym miejscu nic nie wiedzą, bo nikt im tej wiedzy nie przekazał.
Zapytany o dokładne wskazanie owego miejsca, gdzie E. von Wendorff mógł ukryć dobra z pałacu, mój rozmówca... uśmiecha się tajemniczo! – Proszę szukać w miejscach gdzie znajdował się gościniec Wygoda i kuźnia – odpowiada.
Trzeba zaznaczyć, że taki gościniec, jak i kuźnia znajdował się w Przysiece od końca XVIII wieku...
Nie będę ukrywał, że po takich sensacyjnych wiadomościach, pojechałem do Przysieki, by na miejscu dokonać wstępnej wizji lokalnej i rozejrzeć się nieco po terenie
Przez kilka godzin wędrowałem po okolicznych polach, zaglądałem na nie jeden pagórek, przeciskałem się przez zarośla wzdłuż „fosy” (jak na pewien strumień od pokoleń mówią mieszkańcy Przysieki), pospacerowałem po parku otaczającym obecny pałac (przy tej okazji odganiałem się od pewnego agresywnego psa,który koniecznie chciał mnie ugryźć w nogę…), przemierzyłem też kilka polnych ścieżek i kilka leśnych traktów… I jakie wnioski? Przemyśleń mam wiele, ale teraz trzeba zajrzeć do archiwum i poszperać w dokumentach.
Nie ukrywam też, że liczę na informacje, które w październiku ma mi przekazać potomek rodu von Wendorff, który przyjedzie na kilka dni do Polski.
Czas pokaże, czy okolice pałacu w Przysiece skrywają jakieś tajemnice, może skarby… Ale jedno trzeba stwierdzić na pewno: od kilkunastu lat pałac w Przysiece kojarzony jest tylko z „komnatą masońską” rozpalającą umysły poszukiwaczy przygód i badaczy tajemnic naszego regionu. Wszyscy „od zawsze” interesują się tylko owym zagadkowym pomieszczeniem umieszczonym w pałacowej wieży... Czasami ma się wrażenie, że celowo wszelkie zainteresowanie kierowane jest na „komnatę”… A resztą nie ma się nikt interesować…
Warto bowiem pamiętać, że wśród masonów (wolnomularzy) – a takim ponoć miał być Eckhard von Wendorff – znane było powiedzenie, że coś jest „ukryte na widoku”...
Fot. K. Soberski
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!