Aby nie ulec złudzeniu, że tylko kobiety były naiwne i tylko one ulegały wdziękom różnych amantów, przytoczmy tu przykład postaci, której historia jest z jednej strony nieprawdopodobnie tajemnicza, a z drugiej dość szczegółowo opisana przez prasę. Trzeba pamiętać, że w przypadkach gdy poznawana postać ociera się o służby wywiadowcze, nie możemy być w stu procentach pewni, że to co podała prasa jest prawdziwe.
Siła stosowanej przez różne wywiady dezinformacji jest ogromna, dlatego w tym przypadku wszystko co zostanie napisane opatrzone powinno być słowem prawdopodobnie. Zacznijmy jednak od roku 1934, czyli od momentu, gdy niejaka hrabina Helena Dunin – Markiewicz zastawiła swoje sidła w jednym z wiedeńskich biur matrymonialnych. Można zapytać gdzie Gniezno, gdzie Wiedeń i co wspólnego ma ta sprawa z naszym miastem. Na wstępie wyjaśnić trzeba, że nasza, podobno niezwykłej urody, oszustka pochodziła z Gniezna.
była jedną z trzech córek zajmującego się garncarstwem rzemieślnika. Rodzina prawdopodobnie mieszkała na Słomiance i wiele na to wskazuje, że jej ojciec prowadził tam swój zakład (za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245). Jedna z jej sióstr nosiła imię Wanda i została krawcową. Druga natomiast wyszła za mąż za jakiegoś berlińskiego przemysłowca i poświęciła się prowadzeniu rodzinnego interesu. Wróćmy jednak do Wiednia, gdzie we wnyki „pięknej Heleny”, jak nazwała ją austriacka prasa, wpaść mieli pragnący urodziwej żony zamożni kawalerowie. Dodatkową zachętą dla amantów była deklaracja poszukującej męża Polki, że dysponuje ona ogromnym posagiem, który wniesie do nowego związku. Fortel się udał i w dniu 15 lutego 1934 roku Helena Dunin – Markiewicz wyszła za mąż za majętnego Karola Bucsowicsa. Szczęśliwy żonkoś byłby jeszcze szczęśliwszy, gdyby piękna Helena nie wyjechała dość niespodziewanie, zabierając około tysiąca mężowskich szylingów. Jedna z gazet zasugerowała nawet, że biedny Karol nie zdążył skonsumować nowego związku, jak było w istocie nie wiemy.
Wiemy natomiast, że Helena udała się do Berlina skąd miała przywieźć swój znaczny posag. Gdy przez jakiś czas nie dawała znaku życia zaniepokojony Karol powiadomił policję. Dodatkowy niepokój u męża wzbudziło to, że w towarzystwie świeżo poślubionej żony przebywał niemal cały czas, jak twierdziła, jej siostrzeniec Edmund Pawlicki. Domniemany krewny był od Heleny młodszy o jakieś dwadzieścia lat, co pobudzało wyobraźnię świeżo zaślubionego męża. Zawiadomienie policji poszło prawdopodobnie w kierunku dokonania przez Helenę ewentualnego oszustwa. W efekcie, w nieznanych nam dzisiaj okolicznościach, została ona schwytana, jednak zanim to nastąpiło austriaccy śledczy zadali gnieźnieńskiej policji szereg pytań o przeszłość poszukiwanej kobiety. Kiedy informacja o wyczynach Heleny primo voto Dunin – Markiewicz, secundo voto Bucsowics, dotarła do Gniezna i do Poznania to rozwiązał się worek wspomnień tych, którzy pamiętali ją jeszcze jako Helenę Grzybowską.
niż ten, który zaoferował jej dom rodzinny. Redaktor „Dziennika Poznańskiego” napisał, że …już jako podlotek wyróżniała się niezwykłą urodą, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Naturalnie, że wpadła też – jak to się mówi – w oko oficerom. Szykowni dragoni z 12 pułku nie wyobrażali sobie towarzyskich imprez bez Fraeulein „Helczja”, chętnie im asystującej na przyjęciach i zabawach dobroczynnych w Dalkach, Jelonku lub Jankowie Dolnem… (za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245).
Jak to w życiu bywa, młoda Helena rozkochała w sobie jednego z dragonów, pochodzącego z Westfalii porucznika von R. Młody żołnierz, którego ojciec był ważnym urzędnikiem na cesarskim dworze, zapragnął zalegalizować płomienny romans. Niestety, gdy wieść o tym, że zamierza on wziąć ślub z dziewczyną ze stanu mieszczańskiego dotarła do rodziny, ci czym prędzej postanowili interweniować. Jeszcze zanim to nastąpiło, w 1906 roku, gnieźnieńskich dragonów wizytowała jako honorowa szefowa pułku, synowa cesarza Wilhelma II Hohenzollerna, Zofia Karolina von Oldenburg. Żony cesarskich synów pełniły w tamtym czasie, między innymi, honorowe szefostwa poszczególnych jednostek wojskowych. Jednym z elementów takich wizytacji były odwiedziny w prywatnych kwaterach oficerów. Będąc w mieszkaniu porucznika von R. przy ul. Warszawskiej 26, zauważyła wiszący na ścianie portret niezwykle pięknej dziewczyny. Zmieszany porucznik wyjaśnił księżnej, że jest to jego dobra znajoma, co zostało odczytane jednoznacznie, że jest to kobieta poza którą świata nie widzi. Młoda księżna zafascynowana tą miłością postanowiła poznać osobiście wybrankę serca pruskiego dragona. Na nic zdały się próby odwiedzenia księżnej od tego pomysłu, …dowódca pułku (…) tłumacz[ył] iż jest to osoba z rodziny mieszczańskiej, w dodatku niezamożna i co najokropniejsze – „eine Polin”… (za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245).
Pomimo, że ładna Polka przypadła księżnej do gustu, to ze względu na urodzenie nie mogła ona marzyć o małżeństwie z synem dworskiego urzędnika. To wzmocniło tylko determinację rodziny von R. aby zakończyć niewłaściwy związek. Wysłany w tym celu do Gniezna przyjaciel rodziny zrobił to bardzo skutecznie, wręczając Helenie trzydzieści tysięcy marek w zamian za zrzeczenie się roszczeń do małżeństwa. Widać młody oficer i nasza Helenka byli już po słowie, a słowo u oficera znaczyło w tamtym czasie więcej niż dużo. Dodatkowo, aby młodzi nie mieli pokus, przełożeni przenieśli dragona do niemieckich wojsk kolonialnych w Afryce. Kochankowie wymieniali się gorącymi listami aż do śmierci młodzieńca, który zmarł w angielskim obozie jenieckim podczas I wojny światowej.
Wtedy chyba nadszedł ten moment, kiedy nasza bohaterka wkroczyła na salony. Poznanie księżnej Zofii Karoliny i wrażenie jakie na niej zrobiła zaowocowały tym, że dowództwo pruskiej armii wezwało młodą Helenę do Berlina. Tam skierowano ją …do wyższej szkoły szpiegowskiej, (…) po jej ukończeniu [Helena otrzymała] przydział do Ost – Askunstbüro w Szczecinie… (za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245).
Córka garncarza miała prawdopodobnie doskonałe predyspozycje do pracy w wywiadzie. Niebagatelna uroda i łatwość nawiązywania kontaktów sprawiły, że po wybuchu I wojny światowej przełożeni wysłali ją do Rosji. Jak donosił „Dziennik Poznański”, na wschodzie Helena bez problemu weszła w kontakty z oficerami rosyjskiego sztabu. Jeden z nich w randze pułkownika zabrał ją na linię frontu, tam pozyskała niezwykle cenne dokumenty, które przekazała na niemiecką stronę. Skuteczność Heleny zostaje zauważona przez jej przełożonych i ci wytyczają jej kolejne cele. Wspomaga działania armii niemieckiej podczas działań pod Tannenbergiem. Znów …dostarcza tak ważnych dokumentów i wiadomości, że wyraził jej osobiście uznanie sam marszałek Hindenburg, wręczywszy zarazem czek na 40.000 marek i upominek w postaci szczerosrebrnej torebki…(za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245).
Od chwili wkroczenia Niemców do Warszawy Helena przebywa tam bardzo często. Musiała być niezwykle wpływową osobą, opowiada, że wśród jej znajomych są między innymi generał – gubernator Warszawy Hans von Beseler oraz szef niemieckiej administracji prasowej Georg Cleinow. Podczas pobytu w Warszawie …przedstawiała się jako korespondentka „Frankfurter Zeitung”, pisma trochę liberalniejszego, co nie miało wzbudzać zbytnich podejrzeń… (za Kurjer Poznański, 21-10-1934 nr 479).
Pomimo wielu zadań jakie powierzała jej armia, Helena raczej nie chciała zapomnieć o sobie i można odnieść wrażenie, że starała się odłożyć coś na czarną godzinę. Zapewne co jakiś czas wpadała do Gniezna, gdzie za odpowiednią opłatą pomagała znajomym w potrzebie. Jakiś gnieźnieński kupiec narodowości niemieckiej, związany z dostawami dla pruskiej armii, powołany został do wojska. Pewnie nieszczególnie chciał porzucać bezpieczne Gniezno i zwrócił się do Heleny z prośbą czy nie pomogła by mu uniknąć pójścia w kamasze. Tu także wykazała się nasza „Mata Hari” dużą skutecznością. Osobiście pojechała do dowództwa w Szczecinie, skąd przywiozła szczęściarzowi glejt, że jest on niezbędny dla pruskiej armii, ale jako dostawca. To automatycznie zwalniało go z pójścia do regularnego wojska.
Podczas pobytu, zapewne nieprzypadkowego, w Vevey uczestniczy w obradach Szwajcarskiego Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Tam, uchodząc za młodą bogatą wdowę, wkrada się w najbliższe otoczenie Ignacego Jana Paderewskiego i Henryka Sienkiewicza. Ciekawym epizodem w agenturalnej działalności Heleny było jej spotkanie z Józefem Piłsudskim. Podczas pobytu Komendanta w Magdeburgu Niemcy różnymi sposobami próbowali nakłonić go do podpisania zobowiązania, że nie uczyni niczego przeciwko państwu niemieckiemu. Zdecydowany sprzeciw Piłsudskiego zmuszał Niemców do stosowania różnych wybiegów i kto wie, czy jednym z nich nie było sprowadzenie do Magdeburga Heleny Grzybowskiej. Z doniesień prasowych nie wynika jasno czego oczekiwali jej mocodawcy, jednak …dopisujące dotychczas szczęście tu (…) jakby ją opuściło: a być może – jak zwierzała się później przyjaciołom, Grzybowska ujrzawszy polskiego generała (tak zwano w Magdeburgu Marszałka) poczuła, że jednak jest Polką. Dość, że wywiad nie był zadowolony i z Magdeburga ją odwołał…(za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245).
Tyle o agenturalnej działalności pięknej Heleny. Koniec wojny jest najprawdopodobniej także końcem jej pracy dla niemieckiego wywiadu. W 1919 roku wraca do Polski, a na granicy w Zbąszyniu posługuje się dokumentami wystawionymi w Gdańsku. Podczas kontroli bagażu pogranicznicy znaleźli ogromną w tamtym czasie kwotę stu pięćdziesięciu tysięcy marek. Być może było to wynagrodzenie za dotychczasową pracę, lub pieniądze, które zgromadziła wyświadczając różnego rodzaju przysługi. Jakkolwiek by nie było, Helena wracała do kraju jako bogata kobieta. Powojenne losy Heleny to raczej długi zapis różnych konfliktów z prawem.
Miała Grzybowska raczej szerokie horyzonty, bo zamknięto ją za próbę nielegalnej wywózki do sowietów dwudziestu wagonów cukru. Przesyłkę nadała Grzybowska w Gnieźnie i chciała wysłać ją za pośrednictwem Banku Kwilecki Potocki. Powojenne trudności z aprowizacją doprowadziły do znacznego zaostrzenia kar za wywóz żywności poza granice Rzeczypospolitej. Na mocy rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 9 sierpnia 1921 roku, na wniosek ministra byłej dzielnicy pruskiej, jedną z kar za wywóz żywności była kara śmierci. Sądy mogły ją orzec w sytuacji, gdy …sprawca wyrządził lub zamierzał wyrządzić szczególnie ciężką szkodę interesom publicznym… (za Lech Gazeta Gnieźnieńska, 03-09-1921 nr 202).
Zastępczo, oskarżony, któremu udowodniono winę, mógł spędzić resztę życia w więzieniu. Jednak nasza Helena prawdopodobnie uniknęła odpowiedzialności, bo w tym samym roku podobno wyszła za mąż. Jeden z poznańskich dzienników zasugerował nawet, że …w ciągu dwóch lat znana była we wszystkich większych ośrodkach całej Polski, to też nazwisko zaczęło jej ciążyć. Trudno było mimo całej zręczności grać każdy szczegół komedji tak precyzyjnie, żeby nie zwracał uwagi…(za Kurjer Poznański, 21-10-1934 nr 479).
a że majętna to i o amanta nie było trudno. Właśnie w 1921 roku Helena Grzybowska miała zmienić stan cywilny wychodząc za mąż za ubogiego malarza hrabiego Józefa Dunin – Markiewicza. Ślub, jak donosiła prasa, miał odbyć się w kościele św. Trójcy w Krakowie. Niestety nie wiadomo czy rzeczywiście zawarła związek, czy też konfabulowała, przywłaszczając sobie cudze nazwisko.
Otóż, w dwudziestoleciu międzywojennym, jedynym malarzem o nazwisku Dunin – Markiewicz był Kazimierz Józef. Ten prócz, sporych umiejętności w swojej dziedzinie, został zapamiętany jako mąż, ale nie Heleny, a irlandzkiej bojowniczki o niepodległość zielonej wyspy Constance Georgine Gore-Booth. Zresztą Kazimierz Józef Dunin – Markiewicz ożenił się ze swoją Irlandką w 1900 roku, czyli znacznie wcześniej. Z niewyjaśnionych przyczyn gazety opisujące przeszłość Heleny wiążą ją z nieustalonym malarzem hrabią Józefem Dunin – Markiewiczem. Domniemany mąż naszej oszustki pozostawał jednocześnie rotmistrzem Wojska Polskiego. Do małżeństwa wnosi ona około czterdziestu tysięcy dolarów. Nadmiar gotówki nie służy szczęśliwości tego związku. Mąż pije, hula i trwoni otrzymane dobro do tego stopnia, że armia pozbywa się go ze swoich szeregów. Małżeństwo zamieszkuje osobno, a zachowanie Heleny Dunin – Markiewicz każe sądzić, że nie była wierna mężowi. Ten urządza jej awantury, bywa agresywny …i podczas jednej ze scen zazdrości tak silnie ją poturbował, że pozbawił na zawsze słuchu na lewe ucho… (za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245).
To prowadzi do rozwodu, co ciekawe pomimo przykrych doświadczeń, Helena postanawia pozostać przy nazwisku męża. Jeden z dziennikarzy zasugerował nawet, że pod nazwiskiem Grzybowska była już zbyt znana z różnych niejasnych interesów. Nowe nazwisko to zapewne nowe możliwości. Zaraz po zerwaniu małżeńskich więzów jedzie nasza bohaterka do Niemiec i tam popełnia oszustwo. Decyzją berlińskiego sądu spędza w więzieniu sześć miesięcy, a po odsiedzeniu kary niemieckie władze deportują ją do Polski. Wraca świeżo upieczona „arystokratka” do Gniezna i osiada w wygodnym mieszkaniu przy ul. Tumskiej. Podobno apartament urządzony był z wielkim smakiem, a szczególną wartość przedstawiały znajdujące się w nim obrazy. Redaktor „Dziennika Poznańskiego” opisał to w następujący sposób: …Na ścianach salonu zawisł skarb co najmniej kilkudziesięciu tysięcy złotych w postaci galerii obrazów pierwszorzędnych pędzli; sumy kryją się w urządzeniu innych pokoi… (za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245).
W ich posiadanie weszła kiedy …odwiedziła pracownię jednego z wybitnych malarzy polskich i powołując się na bogatego kupca poznańskiego, kupiła szereg arcydzieł zmarłego dziś już mistrza. Obrazy wysłano pod jej adresem, a Grzybowska nie zapłaciła… (za Kurjer Poznański, 21-10-1934 nr 479).
później „interesy” szły chyba gorzej. Uruchomiła przy ul. Rzeźnickiej skład z wytworną, sprowadzaną z Paryża, odzieżą, ale nie przynosi on tyle dochodu aby zaspokoić rosnące potrzeby hrabiny. Początkowo pobyt w Gnieźnie i szerzej w Wielkopolsce zaowocował sporą aktywnością. Pośredniczy jak za czasów pruskich w załatwieniu różnych formalności, a dzisiejszy wymiar sprawiedliwości zapewne zakwalifikowałby jej działania jako płatną protekcję. Pomaga …we wszelkich sprawach, wykorzystując swe stosunki z wysoko postawionemi osobistościami w stolicy (…). Salony jej odwiedzają i składają wizyty różni panowie starsi i młodsi, szukający protekcji w sprawach i interesach nie do przeprowadzenia na drodze zwykłej, legalnej. I co najważniejsze, jej interwencje odnoszą skutek. Wokoło rozlewa się czar jej mocy i bogactwa potęgowany różnemi procesami o pieniądze. Zawsze należały się jej od kogoś sumy. Ale nie zawsze tak było, że jej szukali. Czasem szukała ona. Wydarzył się gdzie skandal, stało się, że zapadła przysłowiowa „klamka” i sprawa z koncesją „ani rusz” – madame la comtesse zręcznie ofiarowała swoje usługi w zamian za tysiączki a później setki i jeszcze później za skromne dziesiąteczki złotówek…(za Dziennik Poznański, 25-10-1934 nr 245).
Niestety nie ogranicza swojej działalności do pośrednictwa, bez wątpienia zaciąga też pożyczki. Przed 1929 rokiem pożyczyła od grabarza Ignacego Fudzińskiego dwa tysiące złotych. Ten zapewne nie mógł doprosić się zwrotu pożyczki i sprawa trafiła do sądu. W 1931 roku gnieźnieński sąd uznał winę oszustki i skazał ją na kilka miesięcy więzienia. Oczywiście hrabina nie zgodziła się z wyrokiem, złożyła apelację, lecz zanim doszło do ponownego procesu ogłoszono amnestię i tym sposobem spryciula uniknęła kary. Helena zwracała na siebie uwagę otoczenia, zawsze modna, czasem wręcz ekstrawagancka nie pozostawała niezauważona. Wcześniej już ustaliliśmy, że ulica lubiła karmić się plotkami. Gnieźnieńskie pleciugi nadały modnisi przezwisko Markiza. Stało się to gdy tylko wypłynęło, że …Markiewiczowa, korzystając z przydomku Dunin, rozkazała swojej służącej tytułować się: „hrabiną”… (za Dziennik Poznański, 20-10-1934 nr 241).
Co jak co, ale mieszczańskie pochodzenie Heleny nie było dla gnieźnian raczej tajemnicą. Gdy jej sława, ale też i możliwości zaczęły coraz bardziej blednąć postanowiła poszukać nowego miejsca do życia. Nie wiemy niestety kiedy dokładnie wyjechała z Gniezna. Zrobiła to raczej bez rozgłosu, pozostawiając na lodzie wielu wierzycieli. Nie wiemy także co działo się z Markizą po opuszczeniu naszego miasta. Możemy się za to domyślać, że była już koło pięćdziesiątki. To byłby dobry czas na znalezienie bezpiecznej przystani. Helena miała chyba jednak inny pomysł na resztę życia. Zanim zawróciła w głowie Karolowi Bucsowicsowi, wyszła jeszcze za dwu innych mężczyzn oczywiście uszczuplając ich finanse. Szukając nowych mężów raczej nie zaprzątała sobie głowy formalnym rozwiązaniem poprzednich związków. Do Wiednia dotarła we wrześniu 1933 roku, złożyła ofertę w biurze matrymonialnym i stało się to o czym już wiemy. Po doniesieniu złożonym przez Karola, austriacka policja ujęła w końcu naszą Markizę …na razie jednak jest jej „mąż” p. Bukowics, pogrążony w najczarniejszej rozpaczy. Bo niby ma żonę, a w rzeczywistości jej niema, a co najgorsze, jest ona przymknięta. W ten więc sposób przedostało się zdjęcie Markiewiczowej z albumu małżeńskiego do biura… policji wiedeńskiej… (za Tajny Detektyw, 28-10-1934 nr 44) Taką mieliśmy piękną Helenę.
O takich i wielu innych kryminalnych historiach Gniezna od połowy XIX wieku do września 1939 roku będzie można przeczytać w książce pt. „Kryminalne Gniezno” autorstwa Rafała Jurke, która na rynku wydawniczym ukaże się pod koniec lipca.
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.