Uwielbiam zwiedzać stare, opuszczone i zrujnowane budynki - zamki, dworki i domy. Z rozwartymi oczami i wypiekami na twarzy, przepełniony nieokiełznaną ciekawością mogę bez końca słuchać opowieści starszych ludzi o dawnych czasach. Niestety świadków przeszłości jest już coraz mniej, a szkoda - bo są oni ostatnim ogniwem, łączącym dzisiejszy dziwny, skomputeryzowany i pędzący ku zagładzie świat z dawniejszym - spokojniejszym i chyba jednak dużo ciekawszym niż ten nasz.
Odwiedzając przeróżne ruiny, zapuszczone i zaniedbane parki czy ogrody wyobrażam więc sobie chętnie ludzi kiedyś tu żyjących. Zastanawiam się, czy byli szczęśliwi, czym się zajmowali, jakie przeżywali dramaty, miłości, zdrady, pojedynki? Jak wyglądały ich huczne bale, ale również ich praca na roli? W wyobraźni słyszę śmiech pięknych dziewcząt ścinających sierpem zboże i śpiew mężczyzn, którzy próbują zaimponować owym pannom swą siłą podczas ładowania ciężkich snopów siana na wozy zaprzęgnięte w konie lub woły - ach zadziałały na moją wyobraźnię te sceny ze świetnego filmu „Nad Niemnem”. Ciekawi mnie właśnie ot takie zwykłe codzienne życie, zarówno szlachty jak i wiejskich chłopów.
Przedstawię Wam dziś kilka historii i legend z owych czasów, które usłyszałem od ludzi lub znalazłem w starych książkach, przewodnikach turystycznych i Internecie. Historie te związane są z terenami leżącymi tuż koło Poznania oraz tymi, które niedawno dopiero odkryłem i cały czas w zachwycie poznaję - pięknym i, wierzyć się nie chce, lecz wciąż dzikim, niedostępnym i tajemniczym regionem nad urokliwą rzeką Wełną.
Kilka kilometrów na północ od Obornik leży wieś Ludomy, będąca kiedyś rodowym gniazdem Ludomskich herbu Łodzia. Wieś zmieniała kilkakrotnie właścicieli, aż trafiła w ręce Lipskich. Niestety barokowego pałacu tychże właścicieli już nie ma. Pozostał tylko park z okazałymi drzewami. Pośród tych drzew i w okolicy wsi błąka się duch jednego z hrabiów Lipskich w postaci bezpańskiego, ślepego na jedno oko i kulawego psa, któremu z pyska ścieka paskudna, cuchnąca ślina. Ta czworonożna odrażająca postać była, jak opowiadają starzy mieszkańcy tej okolicy, karą Bożą nałożoną na hrabiego. Był on bowiem bezbożnikiem i okrutnym tyranem bez serca i litości. Tak więc pokutował jako pies, chodząc po okolicy bity, odrzucony, poniewierany i lżony przez ludzi.
Trochę bliżej, na odcinku rzeki Warty pomiędzy Obornikami a Łukowem, miejscowi wędkarze opowiadają do dziś, że środkiem rzeki posuwa się czasem demon wodny. Jęczy, straszy, a i niekiedy nawet napada na łowiących. Niestety nikt nie wie skąd i dlaczego zjawił się w dostojnie płynącej rzece ten zielony, pokryty rybią łuską, przybrany w łachmany i zgniłą roślinność wodną duch Warty.
Wróćmy znowu w północne okolice - kilka kilometrów od Obornik do wsi Rożnowo, która słynie z tego, że tu u Baranowskich gościł brat Mickiewicza - Franciszek. Gdy pierwszy raz znalazłem opis legendy, którą za chwilę przedstawię bardzo mnie ona zaciekawiła i ... rozśmieszyła do łez. Otóż niedaleko tej wsi rosła stara grusza, w której rozłożystych konarach spotykały się czarownice wybierające się na sabat. Ponoć grusza ta rośnie do dziś. Od pokoleń bowiem istnieje wśród mieszkańców przekonanie, że śmiałkowi, który zdecydowałby się ściąć drzewo... zdechnie krowa. Niestety okolice te mają też i smutną, bardzo mroczną i tragiczną historię - znajdują się tutaj mogiły ofiar hitlerowców. W okolicznych lasach naziści zamordowali kilka tysięcy Polaków.
W miejscowości Jaracz często łowię ryby w rzece Wełnie - szczerze polecam to miejsce nie tylko łowiącym, ale pieszym turystom, którzy potrafią docenić uroki krajobrazu. Wełna jest tu wyjątkowo śliczna i, płynąc pośród dzikiego i gęstego lasu oraz kwiecistych łąk, przybiera charakter górskiej rzeki. Idąc w jej górę znajdziemy Jaracz-Młyn z Muzeum Młynarstwa oraz ciągnący się do wsi rezerwat „Wełna”. Warto wybrać się w te okolice na spływ kajakarski. Ale zagalopowałem się trochę, odchodząc od interesującego nas tematu ..., więc we wsi Wełna, w której zresztą gościł autor słów naszego hymnu Józef Wybicki, żyli dawno temu dwaj bracia.
Obaj zakochani byli do szaleństwa w jednej dziedziczce. Okrutne lub niezdecydowane dziewczę nie chciało wybrać jednego z nich na męża, więc opętani miłością bracia stoczyli między sobą pojedynek na pistolety. Los sprawił, że obaj zginęli od kul posłanych w serca. Dziedziczka postradała zmysły i szybko zmarła, strasząc zakochanych po nocach a w miejscu pojedynku wybudowano dwie kolumny ku pamięci nieszczęśników i przestrodze dla innych ślepo zakochanych.
Na południe od wsi Ninino, przy moście kolejowym na rzece Flincie, w której pływają jeszcze ostatnie pstrągi w okręgu poznańskim, znajduje się pierścieniowe grodzisko, zwane przez okolicznych mieszkańców Zbójecką Górą. Była ona kiedyś siedzibą strasznych, brodatych, pooranych bliznami zbójców, którzy grasowali wieki temu w tychże okolicach.
Na polach wsi Uścikowiec pewien rolnik w czasach wcale nie tak bardzo odległych, bo w 1940 roku, odnalazł podczas prac rolnych ogromny skarb z epoki kultury łużyckiej. Dzielny człowiek nie powiedział nic o swym odkryciu znienawidzonym niemieckim okupantom i skarb ukrył, a po zakończeniu wojny oddał skarb ówczesnym władzom.
W Rogoźnie, w jeziorze o tej samej nazwie, spotkać można nimfę wodną o długich świetlistych włosach ubraną w białą suknię. Z daleka zachwyca swą piękną postacią, ale kto zbliży się do niej, z przerażeniem dostrzeże jej demoniczne czarne oczy bez białek. Okrutnica żąda co roku jednej ofiary ludzkiej, lecz co z nią robi... nie wiadomo.
Rzeka Mała Wełna jest największym dopływem Wełny i również kryje pewną tajemnicę. Otóż w tej rzece i w jeziorze Czarnym, przez które przepływa, czai się podobno straszny potwór wodny. Co prawda jest nieszkodliwy i żadnej krzywdy człowiekowi nie wyrządzi, ale jak twierdzą starzy kłusownicy, którym czasem ów stwór zaplątywał się w sieci: przeraża po prostu szpetnością.
Za Skokami, na południowy-wschód, leży miejscowość Budziejewko. Znajduje się w niej wielki granitowy głaz narzutowy, na którym ponoć stał i wygłaszał kazanie sam święty Wojciech. Po śmierci męczennika wytrysnęło spod głazu cudowne źródełko o właściwościach leczniczych. Pewnego dnia jednak napił się z niego poganin i źródełko wyschło, a poganina ukamienowali pielgrzymi. Błądzi on teraz o północy w okolicy kamienia.
Na północ od Pobiedzisk leży jezioro Biezdruchowskie, w którym w noc świętojańską utopił się młodzieniec podążający na wyspę po kwiat paproci dla ukochanej. Płynął on ze swym oddanym psem, który nie był w stanie uratować swego tonącego pana i do dziś - w dzień śmierci - słychać na wyspie rozpaczliwe wycie psa. Stąd nazwa Piesdruchowo, która z czasem przemieniła się na Biezdruchowo, choć lokalni mieszkańcy mogli wymyślić zarówno historię o druhu Biesa.
Rozpisałem się, a trzeba kończyć, choć legend, historii i tajemniczych miejsc w Wielkopolsce jest bez liku. Poszperajcie w przewodnikach, starych książkach, zapytajcie babć i dziadków, czy znają podobne historie i spróbujcie dotrzeć do tych owianych legendami miejsc - czasem mrocznych, tragicznych, a czasem bardzo romantycznych.
Fot. K. Soberski, D. Sypniewski
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Artykuł nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!