Jako żywo, zostałem zaproszony przez Karola do grona piszących w nowo powstałym portalu Pojezierze24.pl. Ho, ho rzecz to przydająca mi zaszczytu, bo i zaszczytne grono (piszących) portalowi towarzyszy. Spróbuję sprostać wyzwaniu i poziomu obiecuję nie zaniżać, a ze mną to było tak: lata temu przyszedłem na świat i już w dzieciństwie, zamiast smoczka, ponoć trzymałem w dłoni książkę do historii takie czy innej nie ważne. Ważne, że odcisnęła ona na moim życiu i odciska do dziś swe piętno. Ona to przecież skłoniła mnie do pójścia w kamasze na długie lata, zamieniając mnie w obrońcę granic, ona też kazała mi wielokrotnie wetować to, co z naszą, i nie tylko naszą, historią się działo. No a po pójściu do cywila chęć mnie wielka naszła, aby badając czasy, wydarzenia, osoby… dzielić się z innymi tym, co z badań mi wyszło. Tak też dzieje się do dziś, do teraz, do tego momentu…
Nazywam się Piotr Kucznir i jestem członkiem (wiceprezesem) Łużyckiego Towarzystwa Historycznego Zamku Czocha oraz Społecznym Opiekunem Zabytków. Umiłowałem ziemię, która od setek lat kołacze, pisze, mówi o swym losie- ciężkim losie… Tak więc moim piórem spróbuję przybliżyć czytelnikom portalu trochę historii Górnych Łużyc i nie tylko, które to (Łużyce i nie tylko) tak przecież dużo mają wspólnego z tą jakże ciekawą ziemią, jaką jest Wielkopolska i jej mieszkańcy, Wielkopolanie.
…I jak na zamówienie, nagle przypomina mi się konwersacja z mym kolegą o Budziszynie, o Łużycach, o słowiańskość i o polskość ziem tych i owych…
A że zamki niemieckie, a że wygnaliśmy, a że ślad nasz zanikł 1000 lat temu, a któż to ten Bolesław Chrobry, który w Budziszynie pieczętował pokój zawarty 30 stycznia 1018 r. między nim a cesarzem Henrykiem II. Nikt przecież nie świętował tej rocznicy, ba, okrągłej rocznicy, milenijnej jako żywo, a byłoby co świętować, a byłoby co przypominać, a gdyby w to wprzęgnąć jeszcze Łużyczan, ich dążenia do niepodległości…. Ach, gdyby tak istniało to państwo przez Wersal ustanowione, a przez wielu nie chciany i nienarodzony ten łużycki bufor… gdyby istniał, gdyby… Rozmarzyłem się. A jak naprawdę z tym było?
…1919 rok, na konferencji w Wersalu zostają podniesione sprawy Łużyczan. Podnosi je polska delegacja, z Paderewskim i Dmowskim na czele. Nie było jednak woli państw zwycięskich w tworzeniu tego państwa łużyckiego. Przeciwko Łużycom szczególnie mocno występuję Anglia… nie chce osłabiania już i tak słabych Niemiec. I w takiej retoryce toczą się obrady. Delegacja angielska wręcz uważa, że „sprawy łużyckie” to wewnętrzna sprawa Niemiec. Pokonane Niemcy miały, mimo przegranej, wielki wpływ na kształtowanie się nowego obrazu Europy, o czym boleśnie przekonała się Francja kiedy to…. to jednak niech zostanie na inną opowieść! W tym samym miej więcej czasie niestrudzony działacz na rzecz odrodzenia Łużyc, Alfons Parczewski, pisał te ważne- bardzo ważne słowa „naszym obowiązkiem jest mieć w pamięci bliskie językowe pokrewieństwo i wspólność polityczną (…). Popierajmy ich (Łużyczan przyp. autora) ustawicznie w piśmiennictwie i w pomocy dla uczącej się młodzieży. Tymczasem robimy za mało […] A jednak o tej pomocy należy pamiętać. W imię tej pieśni, która jest nam wspólna, o Tej, co nie zginęła, pamiętajmy o naszych pobratymcach łużyckich”.
Czyż słowa te nie mogą wzruszyć czytających? Czy nic nie przypominają Wielkopolanom, czy i nimi nie kupczono na konferencji… Czy, czy…?!
O Łużyczanach definitywnie zadecydowano 5.02.1919 roku, kiedy to delegaci Ententy oficjalnie zadecydowali, aby sprawy Łużyc nie włączać do obrad konferencji pokojowej. Dwa państwa pozbawiły ich bytu. Były to Anglia i Niemcy! Anglicy nie chcieli zbyt mocno osłabiać Niemiec, a Niemcy wysłali w tej sprawie oficjalny protest. Było jeszcze memorandum, wysłane 23.03.1919 roku do prezydenta USA. Wysłane przez Barta, działacza łużyckiego. Postulował on w nim utworzenie, pod kontrolą LN, niezależnego państwa łużyckiego, postulował nawet jego granice. Memorandum pozostało bez odpowiedzi. 7.05.1919 roku umiera nadzieja Łużyczan. Po podpisaniu z Niemcami wstępnego układu pokojowego przez Ententę. A potem? A potem było już tylko gorzej. W 1919 r. powstaje specjalny referat w MSZ Niemiec, który zajmuje się nadzorowanie serbołużyckiego ruchu narodowego. E tam, nadzorująca! Miała tępić, niszczyć w zarodku ruchu wyzwoleńcze wśród Łużyczan! A jak miała? Brutalna siła, pieniądze, ot, repertuar ten sam od wieków i skuteczny tak samo od wieków!
Powstaje też „związek obrony niemczyzny”, coś na wzór ziomkostw powstałych po II wojnie światowej , a ten bierze się do roboty z iście niemiecką dokładnością. Wmawia on najpierw społeczeństwu niemieckiemu, że „wszelkie serbołużyckie dążenia narodowe noszą charakter zdrady stanu”, a potem do akcji wchodzą uczeni, a uczeni jak wiadomo umotywują jak trzeba i za ile trzeba wszystko. Tak więc jeden z nich, prof. R. Kötzschke, podczas obrad tego związku zajął się, jak to napisał, „poglądem o prymitywizmie Łużyczan i Słowian…”
Czyż nie słyszałeś już tej retoryki, drogi czytelniku? Czy nie o takim prymitywizmie mówili uczeni chcąc wyrugować Wielkopolan z ich ziemi???
Ho, ho nie było Łużyczanom jednak do żartów, ani śmiechu… Bo już w 1930 r, bierze się za nich NSDAP, jeszcze nie przy władzy, jeszcze nie jedynie słuszna, a już wie, jak wrogów Niemiec kanalizować. No więc wzięli się ostro za kanalizację! Do swych działań dołączają religię, a w zasadzie przedstawicieli tejże… W te działania angażowano wielu, bardzo wielu pastorów ewangelickich. Jeszcze wcześniej, bo w 1922 r., w działania antyłużyckie włącza się kościół katolicki. To za sprawą bp. dr Christiana Schreibera doszło do kasacji biskupstwa w Miśni. Do akcji przeciwko Łużyczanom wchodzi też nie kto inny, jak Paul von Hindenburg. Prezydent republiki dokłada swoje do tej wstrętnej nagonki. Tworzy on memoriał postulujący wysiedlenie nie tylko Łużyczan, ale także ludności polskiej, francuskiej, belgijskiej z terenów przygranicznych. Niemcy przeprowadzają szeroko zakrojoną akcję osiedleńczą rolników na ziemiach Łużyczan. Polski wywiad z tego wydarzenia tworzy raport w którym możemy przeczytać: „Wydaje się wręcz niemożliwym, aby naród, który od chwili zakończenia wojny światowej nie ustaje w lamentach z powodu krzywdy, jaką mu rzekomo wyrządzono, i przez swoich oficjalnych przedstawicieli stale zapewnia o swej miłości do pokoju i sprawiedliwości, mógł w chwilach, kiedy liczy na wygraną, snuć podobnie potworne zamierzenia w stosunku do swych sąsiadów”.
Na szczęście w obronę Łużyczan włącza się, choć nie oficjalnie, polski wywiad. Daje to temu zmęczonemu ciągłą walką narodowi odrobinę nadziei na lepsze jutro. Daje ją do momentu, kiedy do akcji nie wchodzi, uwaga, Gustav Stresemann, kanclerz i minister spraw zagranicznych, laureat Pokojowej Nagrody Nobla! Ten przeznacza na walkę z mniejszościami narodowymi, w tym Łużyczanami, 63 mln marek! Motywuje to także zagrożeniem niemczyzny! Żąda dodatkowej akcji nasilającej kolonizację Górnych Łużyc! I, o dziwo, w obronie Łużyc staje przywódca włoskiego państwa, Benito Mussolini, który w ten sposób chce bronić Tyrol przynależny do Włoch. Benito Mussolini wypomina gnębienie w latach dwudziestych Polaków i Łużyczan na swoim terytorium przez Niemców. Raport o mniejszościach jest wręcz dramatyczny! W latach 30-tych jeszcze mocniej rząd niemiecki dociska śrubę. Rozpoczyna się kolejna już akcja polegająca na ograniczeniu używania języka łużyckiego przez dzieci i młodzież. Rozpoczyna się też kolportaż publikacji mówiących, że Łużyczanie to Niemcy! Wreszcie usuwa się lub niszczy tablice w języku łużyckim. Usuwane są szyldy handlowo-przemysłowe. Napisy łużyckie są też usuwane z cmentarnych nagrobków! Zmieniono na niemiecki 60 łużyckich nazw miejscowości! Taki właśnie zabieg zmiany nazwy miejscowości przeżywa też w XIX wieku Wielkopolska, choć nie na tak wielką skalę.
Czy Polska myślała o ziemiach zachodnich? Przyjrzyjmy się wydarzeniu z 17.09.1935 roku. Trwa wtedy werbunek do komitetu K-7 wśród młodzieży i studentów. Szef Ekspozytury Wywiadu na Łużycach meldował Szefowi Wywiadu Wojskowego i Szefowi Sztabu: „Ostateczny celem organizacji jest uzyskanie niepodległości przez czynne przyczynienie się do klęski Niemiec w przyszłej wojnie”. I jeszcze jedno zdanie z tamtego okresu. (…) „uzyskanie niepodległości w razie niepomyślności dla Niemiec konfliktu europejskiego”. Ano jako żywo, Niepodległości! Może więc dać już spokój z tym, że nikt nigdy nie interesował się ziemiami zachodnimi?! A potem represje już fizyczne, mordy, obozy koncentracyjne…
Kolego mój drogi, jako puenty posłuchaj tego, co ukazało się w gazecie „Dziś i Jutro”, nr 29, z lipca 1946 r. Zadano tam bardzo ważne pytania: „Czy to prawda, że druga wojna światowa toczyła się o wolność narodów? Pytanie ostatnie natarczywe: Kiedy Łużyczanie będą wolnym narodem?”
Drogi kolego, kiedy? Nie oczekuję odpowiedzi. Ot, krótki rys historyczny tego, co działo się nie tak dawno, czego także doświadczali Wielkopolanie, a co dziś jest w całkowitym zapomnieniu.
Piotr Kucznir – dziennikarz, pisarz, publicysta, przewodnik, współtwórca programów telewizyjnych i radiowych na temat historii, sekretów, zagadek i skarbów Zamku Czocha. Znawca historii i miłośnik Górnych Łużyc. Społeczny opiekun zabytków. Wiceprezes Łużyckiego Towarzystwa Historycznego Zamku Czocha. Członek kilku stowarzyszeń historycznych, autor wielu artykułów prasowych na temat historii swojego regionu.
W 2016 roku ukazała się jego rewelacyjna książka „Tajny Zamek Czocha” w której Piotr rozprawia się w wieloma mitami i legendami jakimi po II wojnie światowej obrósł zamek.
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.