ReklamaA1-2ReklamaA1-3

W granatowym mundurze marynarskim na morzach i oceanach świata. Służba w Polskiej Marynarce Wojennej 1920-1939 – cz. 2

Ekspresowo S5Historia5 listopada 2020, 10:00   red. Mariusz Borowiak2705 odsłon1 Komentarzy
W granatowym mundurze marynarskim na morzach i oceanach świata. Służba w Polskiej Marynarce Wojennej 1920-1939 – cz. 2
 fot. zbiory Mariusza Borowiaka

Józef Wojtkowiak z Nekli, ze względu na okoliczności polityczne, rozpoczął swoją przygodę morską na okrętach – w 1917 r. – od pracy i walcząc we flocie wojennej cesarza Wilhelma II. Po klęsce Niemiec w I wojnie światowej porzucił mundur cesarskiej marynarki wojennej, po czym wyjechał do Westfalii, gdzie pracował jako górnik w kopalni węgla kamiennego. Ale nie wyobrażał sobie życia i zakładania rodziny z dala od swoich bliskich. Zawsze też ciągnęło go do morza – taką szansę zapewniała służba w Marynarce Wojennej Polski Odrodzonej.

Pod koniec lutego 1920 r. Józef Wojtkowiak wrócił do rodzinnej Nekli. Nie chcąc być dłużej na utrzymaniu rodziny próbował znaleźć pracę. Po chwilowych niepowodzeniach zatrudnił się w miejscowej cegielni. Zdawał sobie sprawę z faktu, że jest to zajęcie chwilowe, bez dalszych perspektyw. Dlatego niebawem przyjął posadę kancelisty w Sądzie Powiatowym w Poznaniu. Pracował tam przez następne miesiące – od 1 marca do 1 sierpnia 1920 r. Zachował się z tamtego okresu następujący dokument (zachowano oryginalną pisownię):

      Prezes Sądu Apelacyjnego, 1 D IV Gen 330, Poznań. 19 V 1920. POWOŁANIE. Powołuję Pana z dniem 1 V 1920 na nieetatowego kancelistę sądowego do Sądu Powiatowego w Poznaniu, za dyetami płatnemi miesięcznie z dołu, równającemi się poborom klasy 14, wedle dekretu Komisarjatu Naczelnej Rady Ludowej, o klasyfikacji urzędników z dnia 31 VII 1919 (Tyg. Urzęd. 34-19) i z miesięcznem wypowiedzeniem. Zaadresowane do Pana Józefa Wojtkowiaka przy Sądzie Powiatowym w Poznaniu.

Początki służby w Polskiej Marynarce Wojennej. Pięć miesięcy w 3. Batalionie Morskim i udział w wojnie polsko-bolszewickiej

Cały czas ciągnie go na morze. Możemy sobie wyobrazić, jaką radością było dla tego 22-latka powołanie do życia przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego – 28 listopada 1918 r. – Polskiej Marynarki. 2 sierpnia 1920 r. zgłosił się na ochotnika. Jeszcze tego samego dnia został skierowany do 3. Batalionu Morskiego 1. Pułku Morskiego w Toruniu. Trzeba w tym miejscu wspomnieć, że wobec zagrożenia rosyjskiego Polska Marynarka Wojenna na rozkaz ministra spraw wojskowych gen. por. Józefa Leśniewskiego uformowała 6 lipca 1920 r. 1. Pułk Morski pod dowództwem kpt. mar. Konstantego Jacynicza, dotychczasowego dowódcy Batalionu Morskiego. Wobec szybkich postępów armii bolszewickiej na froncie pod dowództwem gen. Michaiła Tuchaczewskiego w drugiej połowie lipca 1920 r. 1. Pułk Morski (w skład wchodziły trzy bataliony morskie) otrzymał rozkaz wyjścia na front.

Wkrótce Wojtkowiak wziął udział w walkach z wojskami bolszewickimi. Dowództwo Obozu Warownego w Toruniu wyznaczyło rozkazem z 12 sierpnia 1920 r. dowódcę 3. Batalionu (kpt. mar. Włodzimierza Steyera) na dowódcę północnego odcinka twierdzy Toruń. Marynarze obsadzili pięć fortów, nawiązując łączność między fortami a sąsiednim odcinkiem oddziałów płk. Adolfa Małyszki. Kilka dni później dowódcę batalionu wyznaczono na dowódcę rezerwy ruchomej Dowódcy Operacyjnej Grupy Pomorza, której zadaniem było wsparcie grupy płk. Włodzimierza Aleksandrowicza w razie przedostania się wojsk bolszewickich przez linię Brodnica - Lidzbark - Działdowo uderzeniem na lewe skrzydło i niedopuszczeniem wroga na teren Prus Wschodnich.

Batalion wyruszył na front w składzie: 10 oficerów, 5 podchorążych, 495 podoficerów i marynarzy. 18 sierpnia grupa operacyjna pod dowództwem płk. Aleksandrowicza przeprowadziła natarcie na pozycje nieprzyjacielskie pod Brodnicą i rozbijając bolszewików, zajęła miasto. Po zajęciu Brodnicy przez 3. Batalion część marynarzy, w tym i Wojtkowiak, otrzymali zadanie udania się za granice miasta, żeby poszukać nieprzyjaciela. Oddajmy głos Wandzie Troman, córce Józefa Wojtkowiaka:

        Zrobiło się ciemno. Kiedy zobaczyli zbliżających się konnych, pędzących wprost na nich, serca ich mocniej zabiły. Zaczęła się strzelanina, ale szybko obie strony wystrzelały swoje zapasy amunicji. Nagle ukazał się przed nimi wielki parkan czy płot, coś w rodzaju muru. Żaden z koni nie chciał tego przeskoczyć. Do tego wszystkiego żadna strona nie miała już naboi, więc zostały im tylko szable. [Ojciec – M.B.] i jeszcze paru innych popędzili wzdłuż muru, ścigając się z biegnącymi z drugiej strony bolszewikami, obrzucając się nawzajem w trzech językach: polskim, rosyjskim i niemieckim, niecenzuralnymi epitetami. Dalej rozdzieliła ich rzeka. Grupa [ojca – M.B.] wróciła do Brodnicy.

3. Batalion Morski zaatakował miasto Golub, które zajął wspólnie z 1. plutonem 2. kompanii 2. Batalionu. Podczas tej akcji nastąpiło współdziałanie oddziałów dwóch batalionów 1. Pułku Morskiego. 22 sierpnia batalion ponownie wyruszył w pole. Celem marszu było Jabłonowo. Dowódca 3. Batalionu otrzymał obowiązki komendanta garnizonu w tym mieście. Od 1 września batalion wcielono do dywizji pomorskiej. W czasie pobytu na granicy Prus Wschodnich marynarze pełnili służbę garnizonową. Do Torunia powrócili dopiero 13 października 1920 r.

Józef Wojtkowiak za udział w wojnie z bolszewikami i waleczną postawę w bitwie pod Brodnicą, otrzymał medale: „Na polu chwały walecznym 1920” i „Polska swemu obrońcy 1918-1920”.

Od października 1920 r. Wojtkowiak jest w Toruniu. Każdą wolną chwilę poświęca nauce języka polskiego, historii i literaturze. Język polski znał dobrze w mowie, ale był przyzwyczajony pisać po niemiecku. Czas spędzony w 3. Batalionie wspominał bardzo mile, a szczególnie wyżywienie, które było o wiele lepsze niż to, które musieli jeść w cesarskiej flocie.

Służba we Flocie na Bałtyku. Zmiana stanu cywilnego

Po rozwiązaniu 3. Batalionu Morskiego otrzymał przydział do Kadry Floty MW. Stan ten trwał przez kolejny miesiąc, po czym 7 grudnia 1920 r. jest w Pucku. Został zaokrętowany jako starszy marynarz mechanik na poniemiecki minowiec ORP Mewa. Wchodził w skład załogi maszynowej, która udała się po odbiór okrętu z Gdańska. Kolejne informacje z życia Józefa, zawdzięczamy córce Wandzie Troman:

      W listopadzie 1924 r. z ramienia PMW został skierowany służbowo do Gdańska, ponieważ bardzo dobrze znał język niemiecki i równocześnie posiadał odpowiednie przygotowanie techniczne po kursach w marynarce niemieckiej. W związku z budową Westerplatte przedstawiciele PMW często udawali się tam w sprawach służbowych. Pewnego dnia [ojciec- M.B.] idąc ulicami miasta został zaatakowany w biały dzień przez młodych wyrostków niemieckich, którzy nie mogli znieść widoku polskiego munduru. Był jednak silniejszy od nich, więc ich odpędził, a że mówił po niemiecku lepiej od nich, to się jeszcze bardziej rozłościli. Świadkiem incydentu był policjant z Gdańska, który widząc napad odwrócił się i udał, że nie widział chuligańskiego zajścia. Wypadki napadów na polskich marynarzy w mundurach zdarzały się w Gdańsku dosyć często i w końcu wszyscy wyjeżdżający tam służbowo otrzymali radę ubierania się po cywilnemu.

25 maja 1925 r. Józef Wojtkowiak zawarł związek małżeński z Henryką Eleonorą Patulską (ur. 19 stycznia 1902 r. w Berlinie) ze starej poznańskiej rodziny Gurbadów, posiadających gospodarstwo w Nekielce. Młodzi zamieszkali w Wejherowie. 7 listopada 1927 r. urodził się im syn, Marian Czesław. Spokojne życie rodzinne przerwane zostało śmiercią Henryki. Zmarła – po sześciu tygodniach od zachorowania na gruźlicę – 29 marca 1929 r.; pochowano ją w Wejherowie. Po śmierci żony synem zaopiekowała się siostra Józefa, Aniela Wojtkowiak z Nekli.

W ciągu tych lat Wojtkowiak służył na różnych okrętach. W 1925 r. pełnił obowiązki bosmanmata mechanika na kanonierce ORP Generał Haller. Brał udział w oficjalnej wizycie okrętu w Estonii i na Łotwie w połowie czerwca 1925 r.

Następnie – do 1 marca 1927 r. – służył na ORP Generał Sosnkowski; był to okręt przeznaczony do celów szkoleniowych i jako baza Broni Podwodnej w Gdyni. Kolejny przydział to służba, jako bosman-mechanik na kanonierce Komendant Piłsudski.

W tym samym czasie otrzymał list z Ministerstwa Przemysłu i Handlu informujący, że Komisja Kwalifikacyjna przyznała mu dyplom mechanika III klasy.

Francja… Wojtkowiak popijał Calvados

Rok wcześniej, w kwietniu 1926 r., została podpisana umowa w Paryżu na budowę we francuskiej stoczni dwóch kontrtorpedowców (niszczycieli) – OORP Wicher i Burza oraz trzech podwodnych stawiaczy min typu Wilk – OORP Wilk, Ryś i Żbik dla PMW. Zastępcą przewodniczącego Komisji Nadzorczej Budowy Okrętów we Francji (przewodniczący kmdr inż. Xawery Czernicki) został kmdr por. inż. Stanisław Rymszewicz. Za jego sprawą – obserwował Wielkopolanina przy pracach mechaniczno-warsztatowych – Wojtkowiak został wyznaczony na członka tejże Komisji przy budowie okrętów w Blainville i Caen w stoczniach Chanriers Navals Français.

W materiałach archiwalnych znajdujemy informację, z której wynika, że 17 czerwca 1928 r. grupa starszych podoficerów została wysłana do Tulonu, celem odbycia stażu w stoczni Arsenal i na kontrtorpedowcu Orage. Wśród nich był m.in. J. Wojtkowiak. Jak wynika z ustaleń rodzinnych, Józef służył jeszcze na okrętach Trombe i Ouragan. W Tulonie Wojtkowiak pracował razem z kmdr. ppor. Tadeuszem Podjazd-Morgensternem, dyrektorem nauk Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej w Toruniu. 22 sierpnia 1928 r. obaj opuścili Ouragan po odbyciu stażu.

Po tym okresie, w drugiej połowie 1928 r., został wyznaczony do pomocy kmdr. ppor. inż. Aleksandrowi Rylce. Razem z tym późniejszym profesorem pracowali nad wmontowaniem kotłów na Burzę.

„Po pracy Wojtkowiak – jak wspomina po latach Wanda Troman – starał się znaleźć czas na rozmowy z miejscowymi mieszkańcami i w ten sposób zapoznawał się z językiem i obyczajami rejonu Calvados. W Gdyni jeszcze przed wyjazdem do Francji zaczął uczyć się francuskiego ze samouczka, a oprócz tego zawzięcie czytał francuskie książki, gazety i czasopisma techniczne. Miał opinię najlepszego technicznego tłumacza. Dlatego też, kiedy studenci z polskich politechnik przyjeżdżali na naukę francuskiego do stoczni, oddawano ich pod opiekę właśnie Wojtkowiaka. Ten zaznajamiał ich ze sprawami technicznymi i zapoznawał z regionem. Poświęcali wiele godzin na zaznajamianie się ze skomplikowanymi aspektami budowy okrętów, a dla rozrywek po pracy jeździli po okolicy autobusami, czasami na motocyklu lub samochodem Wojtkowiaka. Odwiedzali restauracje, jedli ostrygi i popijali calvados”.

Wojtkowiak pracował bardzo sumiennie nadzorując budowę Wichra i Burzy w stoczniach w Caen i Blainville, gdzie z jego techniczną wiedzą liczono się i brano pod uwagę fachowe opinie. Kierownictwo Marynarki Wojennej w Warszawie bardzo wysoko oceniło pracę Wojtkowiaka. Francuzi prace okrętowe wykonywali nie zawsze na wysokim poziomie. Tymczasem te fuszerki, zwłaszcza mechaniczne, były wychwytywane przez Wojtkowiaka. Przy montażu kotłów na Burzy nekielczanin dopatrzył się brakoróbstwa (były zdeformowane). Stoczniowcy całą sprawę próbowali obrócić w żart, starając się przekonać Polaków, że bosman nie jest specjalistą i nie może wypowiadać się w tych kwestiach. Komisja Nadzorcza nie uległa naciskom i w efekcie po zbadaniu problemu stwierdziła ich wadliwość. Kotły nie spełniały wymogów technicznych. Francuzi zostali zmuszeni do wybudowania nowych kotłów. Wodowanie Wichra odbyło się 10 lipca 1928 r., a wodowanie Burzy 16 kwietnia 1929 r. W obu uroczystościach uczestniczył Józef Wojtkowiak.

W 1928 r. z okazji 10-lecia RP bosman Józef Wojtkowiak otrzymał Brązowy Krzyż Zasługi i Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości.

Te i inne przykłady zadecydowały, że Wojtkowiak został wyznaczony także do nadzorowania budowy okrętu podwodnego ORP Żbik w stoczni w Blainville.

25 sierpnia 1932 r. jako gospodarz maszyn na ORP Wicher, uczestniczył w oficjalnej wizycie naszych dwóch kontrtorpedowców i trzech okrętów podwodnych w Sztokholmie. Po krótkim epizodzie na ORP Wicher został Wojtkowiak przydzielony na Burzę. Służył na tym okręcie od 1932 do 1934 r.

Na podstawie rozkazu Nr 62 z 4 listopada 1933 r. Józef Wojtkowiak awansował na starszego bosmana. Później stopień ten zamieniono mu na chorążego marynarki.

Drugie małżeństwo Wojtkowiaka i służba w Kadrze Szeregowych Floty

Po zejściu z Burzy pracuje w Kadrze Szeregowych Floty pod dowództwem kmdr. ppor. Kazimierza Kozana. Wtedy też, po raz drugi, ożenił się. Jego wybranką była Kazimiera Irena Żurawska (ur. 18 listopada 1898 r. w Nieszawie). Ślub cywilny odbył się 6 czerwca 1934 r. w Urzędzie Stanu Cywilnego, natomiast uroczystość kościelna – 17 czerwca – w świątyni św. Michała Archanioła na Oksywiu, a mszę celebrował kapelan MW ksiądz Władysław Miegoń. Początkowo małżonkowie mieszkają w Oksywiu, a następnie wybudowali sobie domek w Gdyni.

W latach 1934-1945 chorąży marynarki Wojtkowiak służy na okręcie-hulku ORP Bałtyk w charakterze instruktora technicznego Szkoły Specjalistów Morskich na kursach dla podoficerów maszynistów. Dowódcą Dywizjonu Szkolnego był kmdr por. Bolesław Sokołowski. Ostatni kurs, na którym zajęcia prowadził Wojtkowiak, został zakończony 29 kwietnia 1935 r.

Wyjazd do Anglii i Holandii

29 marca 1935 r. podpisano umowę ze stocznią J.S. White w Cowes w Anglii na budowę dla Polskiej Marynarki Wojennej dwóch dużych niszczycieli typu Grom – OORP Grom i Błyskawica o wyporności 2650 t każdy. W następnym miesiącu Kierownictwo Marynarki Wojennej wyznaczyło Komisję Nadzorczą Budowy Okrętów, i tym razem Wojtkowiak znalazł się w owym zespole specjalistów. Wyznaczył go kontradm. Józef Unrug, dowódca Floty, za aprobatą komandorów inż. Stanisława Rymszewicza i Aleksandra Rylke.

12 sierpnia 1935 r. Wojtkowiak przybył do Cowes. Wkrótce dołączyła żona; oboje przez pierwsze miesiące pobytu mieszkali w domu o nazwie „York House”. Po urodzeniu się córki, Wandy, 19 lutego 1936 r. Wojtkowiakowie przeprowadzili się do „York Gardens” przy York Avenue, a następnie mieszkali przy Millfield Avenue w domu o nazwie Millfield też w East Cowes.

Okazuje się, że Józef nauczył się angielskiego z samouczka na parę miesięcy przed wyjazdem do Anglii, a że nie miał praktyki, było bardzo trudno. Z powodu nieodpowiedniej wymowy musiał na początku pisać na kartce, to co chciał powiedzieć, aby angielscy pracownicy stoczni zrozumieli, o co mu chodzi. Jednak z biegiem czasu bardzo dobrze opanował ten język, tak samo jak wcześniej francuski.

W stoczni był odpowiedzialny za stronę mechaniczno-warsztatową przy budowie Błyskawicy i Groma. Dobre układy, jak również stosunki służbowe i towarzyskie z pracownikami stoczni były jakże odmienne od tych we Francji.

Wanda Troman tak wspomina po latach:

      [Ojciec – M.B.] odegrał dużą rolę przy budowie okrętów, ponieważ miał szerokie doświadczenie, od razu rzucające się w oczy konstruktorom angielskim w stoczni, zdobyte wcześniej na kursach w pruskiej marynarce. O jego fachowości i ekspertyzie do tej pory mówią ci, którzy pracowali z nim w stoczni w Cowes. Przy budowie okrętów pracował bardzo skrupulatnie, wszystko sobie zapisywał, a notatki i dokumenty miał poukładane na biurku tak, że wiedział, gdzie są jego papiery i obliczenia.

Słowa córki z drugiego małżeństwa Józefa Wojtkowiaka potwierdzają historycy dziejów PMW. W podobnym tonie brzmią wypowiedzi byłych oficerów naszej floty wojennej, którzy mieli styczność z tym matrosem z Wielkopolski.

20 lipca 1936 r. odbyło się uroczyste wodowanie Groma, a 1 października Błyskawicy. Moment podniesienia biało-czerwonej bandery na Gromie tak opisał chorąży marynarki Wojtkowiak:

      Na komendę: „Baczność, banderę podnieść” dwóch sygnalistów wolno i miarowo podniosło banderę do szczytu drzewca rufowego. Załoga w skupieniu i z radością bijącym sercem wpatrywała się w drogi jej symbol narodu. „Biały Orzeł” radośnie zatrzepotał w powietrzu, spoglądając na okręt i jego załogę, których zadaniem będzie bronić zawsze jego godności. Dowódca okrętu [kmdr por. Stanisław Hryniewiecki – M.B.] w mundurze z orderem Virtuti Militari na piersiach, stojąc pod banderą zwraca się do załogi: „Ogłaszam uroczyście, że z chwilą podniesienia bandery, ORP „Grom” przechodzi na własność Rzeczypospolitej, stanowiąc Jej niepodzielną całość. Od tej chwili na pokładzie tego okrętu obowiązują prawa i przepisy Rzeczypospolitej Polskiej.

Józef Wojtkowiak oszczędzał pieniądze na wybudowanie nadbudówki w swojej willi w Gdyni. Pieniądze gromadził na książeczkach oszczędnościowych. Gdy wybuchła wojna, nie wiadomo co się z książeczkami i zaoszczędzonymi pieniędzmi stało.

Warto jeszcze w tym miejscu wspomnieć, że chorąży Wojtkowiak latem 1936 r. został członkiem (do pomocy) Komisji Nadzorczej budowy okrętu podwodnego ORP Orzeł w Vlissingen w Holandii. Ponieważ stocznia nie zdążyła wyprodukować silników Diesla według licencji szwajcarskiej firmy Sulzera, wobec czego zlecenie ich budowy przekazano podwykonawcy, w tym wypadku samej firmie Sulzer w Winterhur. Główne silniki elektryczne miały zostać wykonane przez firmę Brown Boveri w Baden w Szwajcarii. Wykonanie tych ostatnich nadzorował por. mar. inż. Jan Strupczewski z chorążym Wojtkowiakiem.

Od 1937 r. Wojtkowiak służy na Błyskawicy, a następnie na Gromie, jako II oficer mechanik. Publikował na łamach „Wiarusa”.

Ostatnie dni pokoju i kolejny wyjazd Wojtkowiaka do Anglii

11 sierpnia 1939 r., po raz kolejny, został Wojtkowiak wysłany do Anglii. Widmo wojny było coraz bardziej realne. Tymczasem chorąży oddelegowany został z oficjalną misją jako delegat techniczny przy budowie ścigaczy. Wspomina Wanda Troman:

     Krótko przed wyjazdem, będąc człowiekiem przewidującym, spakował niektóre pamiątkowe fotografie, książki techniczne, dokumenty osobiste i postanowił zabrać je do Anglii. Na Dworzec Morski w Gdyni przy Nabrzeżu Francuskim przyszła rodzina, aby pożegnać męża i ojca. Przycumowany był tam statek „Warszawa”, na który [ojciec – M.B.] został zaokrętowany. Rozstanie nie było szczęśliwe, wszyscy płakali, bo przeczucia im tak kazały.

Marian Wojtkowiak, który miał wtedy 12 lat, bardzo dobrze zapamiętał dzień odjazdu ojca do Anglii:  

     Gdy Ojciec odpływał do Anglii był dzień pochmurny, a na nabrzeżu żegnaliśmy go całą rodziną. Ojciec był podenerwowany i jeszcze wszystkim dawał jakieś wskazówki i informacje. Bagaże i wszystko inne miał już zaokrętowane, a jednak był jakiś nieswój. Zresztą niedużo wiem, bo cały czas miałem oczy za mgłą. Gdy przyszła kolej na uściskanie się ze mną – poprosiłem, aby mnie zabrał ze sobą. Dosyć stanowczo mi to wyperswadował i wytłumaczył o niemożności takiego kroku – ale i tak dobrze nie zrozumiałem tylko rozryczałem się na dobre. Po wejściu ojca na burtę, od razu podniesiono trap i rzucono cumy. Statek bardzo powoli odbijał od nabrzeża, holownik go obrócił i wyprowadził. Gdy zniknął za główkami falochronu wróciliśmy taksówką do domu. To wszystko, co pamiętam, ale miałem przeczucie, że z ojcem już się nie zobaczę.

Józef Wojtkowiak przepłynął przez Kanał Kiloński z niemiecką wizą i hitlerowską pieczątką w służbowym paszporcie polskim wystawionym 5 sierpnia 1939 r. przez Ministerstwo Spraw Wojskowych. 15 sierpnia był w Londynie. Tego samego dnia wieczorem dotarł do Cowes, a następnego dnia stawił się do pracy w stoczni J. Samuel White. Tej samej, w której zrealizowano zamówienie dwóch niszczycieli. Do jego obowiązków należało nadzorowanie montażu maszyn dla ścigaczy, tłumaczenia i prace kancelaryjne.

W stoczni Wojtkowiak nieustannie pracował (nadzorował) przy budowie maszyn dla niszczycieli, których budowa ruszyła w Polsce; odpowiadał za przygotowanie wału i głowic dla jednego z tych okrętów. Był nadzorcą prac związanych z metodami produkcji w tokarni, w oddziale ciężkich maszyn, następnie doglądał ustawiania i prób tych maszyn na ścigaczach.

Tak jak dawniej przy nadzorowaniu budowy kontrtorpedowców we Francji tak i teraz Wojtkowiak opiekował się trzema studentami z Politechniki Gdańskiej, przyjeżdżającymi do Anglii dla nabycia praktyki technicznej. Od sierpnia tegoż roku zaczął prowadzić dziennik. Informacje zawarte w tymże obejmują okres do 3 stycznia 1940 r. W chwili wybuchu wojny, 1 września 1939 r., chor. mar. Wojtkowiak przebywał w Cowes.


Fot. zbiory Mariusza Borowiaka, Macieja Dąbrowskiego, Jolanty Łańczak, Mariana Wojtkowiaka, Jerzego Osypiuka i Wandy Troman



Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 114

  • 113
    Czuje się - ZADOWOLONY
    ZADOWOLONY
  • 0
    Czuje się - ZASKOCZONY
    ZASKOCZONY
  • 1
    Czuje się - POINFORMOWANY
    POINFORMOWANY
  • 0
    Czuje się - OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    Czuje się - SMUTNY
    SMUTNY
  • 0
    Czuje się - WKURZONY
    WKURZONY
  • 0
    Czuje się - BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

Przeczytaj także

Daj nam znać

Jeśli coś Cię na Pojezierzu zafascynowało, wzburzyło lub chcesz się tym podzielić z czytelnikami naszego serwisu
Daj nam znać
ReklamaB2ReklamaB3ReklamaB4
ReklamaA3