ReklamaA1-2ReklamaA1-3

Jak to w Gnieźnie samoloty „produkowali”

AktualnościKsiążki2 sierpnia 2020, 12:30   red. - inf. prasowa1138 odsłon1 Komentarzy
Jak to w Gnieźnie samoloty „produkowali”
 fot. z arch. Rafała Jurke

Już w środę, 12 sierpnia o godz. 18.00 w Parowozowni Gniezno (wejście od ul. Składowej) odbędzie się premiera długo oczekiwanej książki Rafała Jurke pt. „Kryminalne Gniezno”. Jest to pozycja na którą od kilku lat czekali miłośnicy historii Pierwszej Stolicy Polski. W książce tej znajdziemy ponad 100 historii: od kradzieży rowerów, poprzez największe zbrodnie, sylwetkę słynnego kryminalisty który potrafił uciec z każdego więzienia, poznamy historię mężczyzny, który wymordował niemalże całą rodzinę w Noskowie, a także poznamy odpowiedź na pytanie: czy ksiądz Laubitz był sprawcą kradzieży w katedrze? Dzisiaj prezentujemy kolejny fragment tej niezwykłej książki R. Jurek.

Przypadek Józefa Głąbińskiego

Na koniec opowieści o oszustach poznajmy przypadek niejakiego Józefa Głąbińskiego. Bez cienia wątpliwości możemy go nazwać królem gnieźnieńskich kanciarzy. Wymyślić szwindel, przeprowadzić go skutecznie i uniknąć kary to mistrzostwo. Jednak naciągnąć na ogromną kasę rząd i nie ponieść za to odpowiedzialności to arcymistrzostwo. Był rok 1924, kiedy to wspomniany wcześniej Józef Głąbiński przyjechał do Gniezna i zgłosił się do Oskara Elsnera właściciela Fabryki Maszyn Rolniczych i Odlewni „Siła”. Elsner prowadził swoją firmę dzierżawiąc zabudowania przy ul. Poznańskiej 19-20. Właśnie w 1924 roku Oskar Elsner negocjował zakup tej nieruchomości od Maksymiliana Wirtha.

Głąbiński zaproponował fabrykantowi dość korzystną transakcję odkupienia jego firmy. Oferta opiewała na dwadzieścia cztery tysiące dolarów, które Głąbiński miał zapłacić w ciągu trzech dni. W tym celu pojechał, jak twierdził do Małopolski, do Gorlic, gdzie miały znajdować się należące do niego szyby naftowe. Po tym terminie wrócił, jednak nie z pieniędzmi, tylko nową propozycją. Józef Głąbiński zaproponował Elsnerowi, że nie odkupi fabryki, tylko udziały w niej i zostaną wspólnikami. Elsner przystał także na to i panowie zawarli stosowną umowę spółki. W całej tej kombinacji najbardziej zadziwiające jest to, że Głąbiński w chwili, gdy składał tak korzystną ofertę Elsnerowi, wiedział, że ten jest tylko dzierżawcą zabudowań w których urządził fabrykę. Formalnie posesja była przecież jeszcze własnością Maksymiliana Wirtha. Kiedy Głąbiński zdobył o negocjacjach Elsnera z Wirthem więcej informacji postanowił wyeliminować wspólnika z zakupu tego terenu. Roztoczył przed Maksymilianem Wirthem wizję swoich układów, między innymi, w Ministerstwie Spraw Wojskowych, z którego miał otrzymać intratny kontrakt. To miało zagwarantować Wirthowi zdecydowanie wyższy zysk, jeżeli tylko sprzeda nieruchomość Głąbińskiemu.

Tutaj musimy się na chwilę zatrzymać, aby wyjaśnić pewne nieścisłości jakie pojawiały się w opisujących ten szwindel artykułach. Otóż niektóre gazety, jak na przykład gnieźnieński „Lech” lub „Dziennik Poznański” informowały, że Głąbiński po przybyciu do Gniezna kupił kuźnię po Adolfie Brandenburgerze. Idąc tym tropem poszukałem informacji o tym przedsiębiorcy. W książce adresowej Gniezna za lata 1903 – 1904 Brandenburger zamieścił całostronicowe ogłoszenie, w którym reklamuje produkowane przez siebie pompy i inne urządzenia. Ponadto poinformował, że prowadzi wypożyczalnię młockarni oraz warsztat naprawczy w którym wykorzystuje energię elektryczną. Poza tym sprzedawał maszyny żniwne amerykańskiej firmy Walter A. Wood. W nieznanych okolicznościach posesja przy Poznańskiej 19-20 staje się własnością Wirtha, jednak jeszcze w 1925 roku w świadomości wielu mieszkańców naszego miasta jest to miejsce kojarzące się z Adolfem Brandenburgerem. Stąd zapewne nieścisłości między stanem faktycznym, a doniesieniami prasowymi. Uzyskaliśmy więc pewność, że posesja Wirtha i kuźnia Brendenburgera to ta sama nieruchomość. Wiemy też, że Maksymilian Witrh dzierżawi Oskarowi Elsnerowi zabudowania przy Poznańskiej 19-20, a ten pod szyldem fabryki „Siła” produkuje tam maszyny rolnicze.

Prawdopodobnie w początkach 1924 roku Wirth otrzymał od Elsnera propozycję sprzedaży posesji przy Poznańskiej, w co jak już wiemy wmieszał się dodatkowo Józef Głąbiński. Firma Elsnera nie była już wtedy chyba w zbyt dobrej kondycji finansowej. Z początkiem lutego 1925 roku Fabryka Maszyn Rolniczych i Odlewnia „Siła” O. Elsnera ogłosiła upadłość i została wykreślona z rejestru firm. Zresztą w połowie stycznia 1925 roku komornik sądowy Karabasz ogłosił licytację dużej ilości maszyn rolniczych. Sprzęt miał być licytowany przy Poznańskiej 19 i wiele wskazuje na to, że były to właśnie pozostałości po fabryce „Siła”. Lektura akt wspominanej posesji, okazała się niezwykle interesująca z jeszcze innego powodu. W żadnym z dokumentów dotyczących tej nieruchomości, w okresie między 1925 a 1939 rokiem, nie natknąłem się na nazwiska Głąbiński i Elsner. Co ciekawe Maksymilian Wirth był właścicielem tej parceli aż do roku 1930, kiedy to odsprzedał ją Ignacemu Tatarskiemu. Wiemy zatem, że Józef Głąbiński nie sfinalizował transakcji zakupu tej posesji.

Król gnieźnieńskich kanciarzy

Najpewniej cały manewr z fikcyjnym kupowaniem fabryki w Gnieźnie Józef Głąbiński miał bardzo przemyślany. Król gnieźnieńskich kanciarzy starając się o zamówienie na dostawy dla wojska pokazał specjalnej komisji wojskowej, w osobach komandora Bolesława Sokołowskiego i podpułkownika Ludomira Żyźniewskiego, posesję Wirtha jako swoją. To trzeba było mieć tupet. Posesja Wirtha, na niej fabryka Elsnera, a Głąbiński przedstawia się jako właściciel. Fortel zapewne się udał, bo Józef Głąbiński uchodzi po tej wizytacji za poważnego przedsiębiorcę. W międzyczasie nieświadomy niczego Elsner domagał się od Głąbińskiego wpłacenia obiecanych przy zawieraniu spółki pieniędzy. Ten powtórzył manewr z wyjazdem po gotówkę do Gorlic, jednak przez kilka tygodni nie wracał do Gniezna. Wtedy …zaniepokojony [Elsner] wydelegował do Gorlic swego prokurenta, celem wyszukania Głąbińskiego. W rezultacie otrzymał od prokurenta telegram następującej treści:

„Wszystko kłamstwo, zrywać umowę”. Elsner postanowił tak uczynić, lecz wiedząc, że dzięki zawartej z nim spółce Głąbiński ma otrzymać zamówienie z M. S. Wojsk. i poważną zaliczkę, a bojąc się odpowiedzialności zwrócił się do policji kryminalnej w Gnieźnie z zawiadomieniem o całej sprawie. (…) Rezultat [śledztwa] wypadł bardzo dla Głąb. ujemnie, ponieważ policja w Gorlicach stwierdziła: „Głąbiński Józef żadnych tu posiadłości nie posiada i jest uważany za hochsztaplera i naciągacza…1

Aresztowany i...zwolniony

Gnieźnieńska policja w porozumieniu ze służbami wojewody poznańskiego aresztowały Głąbińskiego zaraz jak tylko wrócił do miasta. Tu jednak nastąpiła niespodzianka, po niedługim czasie nasz aferzysta dzięki protekcji kilku wpływowych osób został uwolniony i wyjechał do Warszawy. Wróćmy jednak do zamówienia z Ministerstwa Spraw Wojskowych. Józef Głąbiński prawdopodobnie powołując się na pokrewieństwo z posłem Stanisławem Głąbińskim, bardzo znaczącą postacią w ówczesnej Rzeczypospolitej, uzyskuje duże zamówienie ze wspomnianego ministerstwa. Niestety nie jest do końca jasne czego miało dotyczyć owo zamówienie. Początkowo prasa donosiła, że Głąbiński zobowiązał się do dostarczenia ministerstwu samolotów. Później, gdy doszło do procesu komandora Bolesława Sokołowskiego, oskarżonego o niedopełnienie obowiązków przy zleceniu tego zamówienia, mowa była nie o samolotach, ale o tłoczniach do łusek karabinowych. Czegokolwiek dotyczyło zamówienie, to Głąbiński wiedział doskonale jakie procedury obowiązują przy realizacji tego typu transakcji. Pierwsza połowa lat dwudziestych to czas gdy wiele polskich firm przeżywa trudności.

W 1925 roku doszło do wojny handlowej z Niemcami, co dodatkowo pogłębiło kryzys w polskim przemyśle. Aby ratować rodzimych przedsiębiorców ministerstwo opracowało program, który umożliwiał wypłacanie kooperującym z resortem firmom zaliczek na poczet przyszłych zamówień. Oczywiście przedsiębiorca ubiegający się o zaliczkę musiał wykazać się odpowiednim zapleczem technicznym i parkiem maszynowym. Dodatkowym zabezpieczeniem było obciążenie hipoteki na nieruchomościach należących do fabrykanta. Z punktu widzenia budżetu państwa transakcje takie były bezpieczne i z takiej możliwości skorzystał właśnie Głąbiński. Fabryka samolotów w Gnieźnie to byłoby coś, niestety firma nie istniała nawet na papierze. Teraz rozumiemy zabiegi Głąbińskiego przy próbach przejęcia gruntu przy ul. Poznańskiej. Kiedy Głąbiński czynił starania o uzyskanie zamówienia, aby zweryfikować potencjalnego dostawcę, zawitała do Gniezna ministerialna komisja. Ta sama o której już mówiliśmy.

Niezbyt przychylny ówczesnemu rządowi dziennik „Robotnik”, będący głównym pismem PPS, zarzucił członkom tej delegacji przynajmniej poważne niedopatrzenia. Otóż według redakcji

…skonstatowane zostało przez p. komandora Sokołowskiego, że fabryka maszyn rolniczych „Siła” w Gnieźnie nadaje się w zupełności do wyrobu tłoczni łusek karabinowych, co z prawdą się nie zgadzało, ponieważ maszyny pod względem technicznym nie odpowiadały potrzebie, ani też należytych maszyn i narzędzi fabryka wcale nie posiadała (…) [ponadto komisja ustaliła], że fabryka maszyn rolniczych siła w Gnieźnie stanowi własność hipoteczną Józefa Głąbińskiego, co nie zgadza się z prawdą (…) Dopiero w 2 miesiące po wspomnianej inspekcji (…) Głąbiński został fikcyjnie właścicielem tej fabryki. W księgach hipotecznych m. Gniezna, podczas inspekcji p. komandora, Głąbiński nigdzie nie figurował jako właściciel jakiejkolwiek realności w Gnieźnie…2

Z Gniezna do Sandomierza

Kolejnym elementem gry Głąbińskiego było przeniesienie, za zgodą władz wojskowych, produkcji z Gniezna do Sandomierza. To tam 17 kwietnia 1925 roku do rejestru handlowego wpisano …Fabryka Maszyn i Odlewnia Metali – Józef Głąbiński w m. Sandomierzu, wojew. kieleckiego. Właśc. Józef Głąbiński, zam. w Warszawie ul. Świętokrzyska 17…3
Faktycznie Józef Głąbiński kupił w Sandomierzu fabrykę za całe trzydzieści tysięcy złotych. Oczywiście nie zapłacił za nią pełnej kwoty. Gotówką zapłacił dwadzieścia tysięcy, na resztę wystawił weksle. Kluczenie, mylenie ewentualnych tropów, zacieranie śladów było zapewne jednym z elementów zaplanowanego oszustwa. Ukazująca się w Warszawie „Gazeta Poranna” odnotowała, że Głąbiński, w kwietniu 1925 roku, a więc jeszcze przed „uruchomieniem produkcji” zaproponował ministerstwu przekazanie swoich praw do umowy na dostawę dla wojska warszawskiej firmie Borman, Szwede i Spółka. O dziwo departament odpowiedzialny za to zadanie wyraził zgodę.

Tymczasem w maju 1925 roku, a więc już podczas realizacji kontraktu przyjechała do naszego miasta kolejna komisja. „Dziennik Poznański” napisał, że po odbiór zamówionych samolotów

…lecz napróżno szukała fabryki (…) i Józefa Głąbińskiego. W sądzie poinformowano wysłannika ministerstwa, że firma Głąbińskiego nie istnieje, a w policji, że Głąbiński po krótkim pobycie Gniezno opuścił i udał się w niewiadomym kierunku. Kuźnie podali tymczasem wierzyciele na subhastę i termin licytacyjny wkrótce się odbędzie…4

Konia z rzędem temu, kto rozezna się w rzeczywistym przebiegu wypadków. Cała ta sytuacja przypomina trochę jeden z najsłynniejszych szmoncesów Konrada Toma czyli słynny „Sęk”. Jest tam fragment, gdy Rappaport przedstawia Kubie Goldbergowi interes jaki jest do zrobienia: …Jest tak: Friedmann ma weksel Szapira z żyrem Glassa, rewindykator jest Barmsztajn. On daje dwadzieścia procent, franko loco towar jest u Lutmana, tylko ten towar jest zajęty przez Honigmanna z powodu weksel Reuberga. Za ten weksel Reuberga można dostać gwarancję od jego teścia Rozencwajga, tylko on jest przepisany na Rozencwajgową, a Rozencwajgowa jest chora...5

No i co, ile zrozumieliśmy? Prawdopodobnie dokładnie tyle, ile Głąbiński zechciałby abyśmy zrozumieli z jego kontaktów z ministerstwem, czyli niewiele. Pewne jest to, że operacja z przekazaniem zamówienia do firmy Borman, Szwede i spółka, było mistrzowskim posunięciem. Ministerstwo było usatysfakcjonowane, bo kontrakt trafił do solidnej firmy, a Głąbiński był zadowolony, bo w ramach porozumienia zatrzymał całą zaliczkę jako prowizję od odstąpienia umowy. Zupełnie jak w „Misiu” Barei …prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich słomianych inwestycjach…6

Coraz głośniejsza afera

Afera zataczała coraz szersze kręgi, sięgając najwyższych władz państwowych. Jedna z gazet ujawniła, że z osobistej kancelarii ministra Władysława Sikorskiego wyszło pismo do sejmowego klubu Związku Ludowo Narodowego. List informował, że Józef Głąbiński zgodnie z prośbą tego klubu otrzyma z Ministerstwa Spraw Wojskowych zamówienie o które się ubiega. Przewodniczącym tego klubu był wspominany wcześniej Stanisław Głąbiński, podkreślmy, bardzo wpływowa postać II Rzeczypospolitej. Ponadto zastrzeżenia budziła szybkość z jaką uchodzący za rodzinę posła Głąbińskiego hochsztapler uzyskał zgodę wojewody poznańskiego na zakup od Wirtha fabryki. Podobno Józef Głąbiński przybył do gabinetu wojewody uzbrojony w poselską wizytówkę swojego krewniaka dzięki czemu procedura uzyskania zgody na zakup fabryki skróciła się z około dwóch miesięcy do dwóch dni! Zarzutów było więcej, posłowie PPS złożyli w tej sprawie do premiera interpelację. Między innymi zapytali o to, dlaczego ministerstwo pozwoliło, aby zabezpieczeniem dla zaliczki była fabryka w Gnieźnie, która w chwili wypłacenia pieniędzy nie była własnością Głabińskiego.

Później ministerstwo wyraziło zgodę na to by zamienić zastaw i obłożyć hipoteką fabrykę w Sandomierzu. Tyle, że ta warta była raptem trzydzieści tysięcy złotych, a zaliczka była kilkukrotnie wyższa. Kolejne wątpliwości budziła cena za zamówione maszyny. Firma Borman, Szwede i spółka, która przejęła sporny kontrakt chciała za tą samą ilość sprzętu kilkadziesiąt procent mniej niż Głąbiński. Na dodatek, prasa oskarżyła członków komisji wizytującej fabrykę w Gnieźnie, że wzięli łapówki. Ludomir Żyźniewski miał otrzymać propozycję pracy w charakterze dyrektora w zakładach Głąbińskiego, dodatkowo miał otrzymać mieszkanie w Warszawie. Według gazety „Robotnik”, komandor Sokołowski, zaraz po wizycie w Gnieźnie, miał otrzymać trzy maszyny rolnicze, które przesłano mu na jego adres. Ten temat także zainteresował posłów opozycji. Równie intrygujące było to, że kiedy Elsner zawiadomił gnieźnieńską policję o dziwnych machinacjach Głąbińskiego, to funkcjonariusze nie powiadomili o tym Ministerstwa Spraw Wojskowych. Może to powstrzymałoby wojsko od wypłacenia zaliczki niepewnemu kontrahentowi. Gdyby nawet połowa tych oskarżeń była prawdziwa, to przyznać musimy, że skala nieprawidłowości przy zawieraniu tej transakcji była ogromna.

Niestety nie obyło się bez ofiar. Jeden z oskarżonych o korupcję wizytatorów fabryki Głąbińskiego w Gnieźnie, podpułkownik Ludomir  Żyźniewski, popełnił na początku września 1925 roku samobójstwo.

Wydawany w Warszawie tygodnik „Wychodźca” odnotował, że

…wystrzałem z rewolweru pozbawił się życia 55 letni Ludomir Zyzniewski, podpułkownik, zastępca szefa wydziału III departamentu X ministerstwa spraw wojskowych. Ś. p. Zyzniewski od czasu wypłynięcia na jaw rozgłośnej afery z dostawami wojskowemi, której dopuścił się Józef Głąbiński (…) był wzywany do dochodzeń, co wpłynęło na jego stan psychiczny…7

Śledztwo...

Co ciekawe 16 września 1925 roku śledztwo, wszczęte po złożonym przez Elsnera doniesieniu, zostało przez prokuraturę umorzone. Powodem odstąpienia od dalszych działań był, tu uwaga, brak cech przestępstwa w postępowaniu Głąbińskigo. „Dziennik Gnieźnieński” słusznie zauważył, że ówczesne władze wobec niewielkich przedsiębiorstw mających drobne zaległości były bezwzględne, natomiast z niezrozumiałych przyczyn tolerowały aferzystę kradnącego ogromne państwowe pieniądze. W marcu 1926 roku w stan oskarżenia postawiony został komandor Bolesław Sokołowski. Oskarżono go o …nadużycie władzy (…) bez chęci zysku – popełnione przez danie dostawy dla armii fabryce Głąbińskiego, niedostatecznie zabezpieczonej dla interesów skarbowych…8

Prasa przytomnie dopytywała, dlaczego na ławie oskarżonych prócz wysokiego rangą oficera nie zasiadł także główny aferzysta. „Lech” donosił, że przecież

…Głąbiński nabywszy w Gnieźnie zdewastow. fabrykę po Brandenburgerze na poznańsk. przedmieściu, zamienił ją w swej fantazji na fabrykę aeroplanów. Łatwowierne czynniki w Ministerstwie wojny skrzywdziły skarb państwa wypłac. zaliczki na aeroplany, o których dostawie Głąbiński nigdy nie myślał…9

Przewód sądowy zakończył się po kilku dniach. Ku zaskoczeniu sporej części opinii publicznej komandor Bolesław Sokołowski został uniewinniony. Oskarżony działał według sądu w najlepszych intencjach tym bardziej, że

…Józefa Głąbińskiego polecali departamentowi  X przemysłu wojennego takie figury jak: gen. Józef Haller i poseł Stanisław Głąbiński, prezes sejmowego klubu związku Ludowo – Narodowego. Czy możemy mówić o niesolidności tych panów, a tem samem podejrzewać osobę ich protegowanego. Przecież takie referencje mogły wzbudzić zaufanie kom. Sokołowskiego do osoby Józefa Głąbińskiego, przecież doprowadziły nawet one do tego, że gen. Zagórski rokował z tymże Głąbińskim o otwarcie fabryki silników do aeroplanów…10

Nie mówiliśmy do tej pory o wysokości zdefraudowanej przez sprytnego hochsztaplera zaliczki. Prasa podawała różne kwoty, jednak najbardziej prawdopodobna jest kwota 126 000,00 złotych! Aby pokazać skalę oszustwa możemy porównać to z cenami różnych artykułów. „Kurier Warszawski” z lipca 1925 roku informował, że bochenek chleba o wadze 800 gram kosztował około 50 groszy. Najtańszy nowy samochód kosztował około 5000 złotych, a jeden z najdroższych, czyli mercedes, około 33500 złotych. Liczmy dalej, Głąbiński wyłudził zatem jakieś 250 tysięcy bochenków chleba. Około 25 najtańszych samochodów i trzy i pół nowiuteńkich mercedesów.

Głąbiński bezkarny

Uwaga, nie spotkała Głąbińskiego za ten czyn kompletnie żadna kara. W grudniu 1926 roku prasa donosiła o nowych wyczynach naszego kanciarza, tym razem oszukał właściciela nieruchomości w Warszawie, za co trafił do aresztu. W 1927 roku wypływa sprawa udziału Józefa Głąbińskiego i Oskara Elsnera w znanej nam już sprawie oszustw w Spółdzielni 69 pułku piechoty. Z kolei w połowie czerwca 1929 roku „Gazeta Śledcza” donosiła, że Józef Głąbiński poszukiwany jest listem gończym przez sąd grodzki w Kielcach. Jakie były dalsze losy naszego bohatera nie wiadomo. Idę o zakład, że mając taki dorobek nadal dumnie kroczył obraną przez siebie drogą przestępstwa.


Przypisy:
1. Robotnik, 16-09-1925 nr 254
2. Robotnik, 16-09-1925 nr 254
3. Obwieszczenia Publiczne, 06-06-1925 nr 45
4. Dziennik Poznański, 28-07-1925 nr 172
5. Konrad Tom, Sęk, https://www.rp.pl/artykul/922792-Legendarny-szmonces-Konrada-Toma.html dostęp 10-11-2019
6. Miś, reż. Stanisław Bareja, 1980
7. Wychodźca, 27-09-1925 nr 39
8. Polska Zbrojna, 03-03-1926 nr 62
9. Lech Gazeta Gnieźnieńska, 13-03-1926 nr 59
10. Ziemia Lubelska, 31-03-1926 nr 71


Śródtytuły pochodzą od redakcji



Jak się czujesz po przeczytaniu tego artykułu ? Głosów: 3

  • 2
    Czuje się - ZADOWOLONY
    ZADOWOLONY
  • 0
    Czuje się - ZASKOCZONY
    ZASKOCZONY
  • 1
    Czuje się - POINFORMOWANY
    POINFORMOWANY
  • 0
    Czuje się - OBOJĘTNY
    OBOJĘTNY
  • 0
    Czuje się - SMUTNY
    SMUTNY
  • 0
    Czuje się - WKURZONY
    WKURZONY
  • 0
    Czuje się - BRAK SŁÓW
    BRAK SŁÓW

Przeczytaj także

Daj nam znać

Jeśli coś Cię na Pojezierzu zafascynowało, wzburzyło lub chcesz się tym podzielić z czytelnikami naszego serwisu
Daj nam znać
ReklamaB2ReklamaB3ReklamaB4
ReklamaA3