Dwór we Wróblach to ziemiańska rezydencja, jakże podobna do setek innych rozsianych na mapie Kujaw i Wielkopolski. Dziś z dawnych pałacowych murów pozostało niewiele, niemniej historia, która się w nich kryła wciąż jest żywa. Przez dziesiątki lat do Wróbli zawitało wielu interesujących, a nieraz ekscentrycznych ludzi.
Zanim jednak o ludziach, spójrzmy na samo miejsce. Dwór we Wróblach de facto już nie istnieje. Budowla spłonęła w 2004 roku, a następnie jej zgliszcza zostały zburzone. Do naszych czasów w stanie ruiny zachowała się jedynie przybudówka, stanowiąca mniej więcej jedną czwartą dawnej budowli, a także piwnice, które upodobały sobie nietoperze. W samej wsi bez problemu odszukamy cztery domy pełniące wcześniej rolę czworaków lub majątkowych obór. Poza tym stoją jeszcze relikty kilku zabudowań gospodarskich, zdziczały park i jedna z dawnych bram wjazdowych. Niewiele. Zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie z jak wielkim założeniem mieliśmy tu kiedyś do czynienia.
Wystarczy wspomnieć, że dominium Wróble w swoich najlepszych latach miała ponad 730 ha gruntów. Samo podwórze majątkowe liczyło sobie 2,5 ha i otoczone było szeregiem budynków gospodarczych, w których wykorzystywano najnowocześniejsze na tamte czasu maszyny.
Kiedy jednak zaczyna się historia pałacu (bo tak budowlę nazywają miejscowi) we Wróblach? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Najprawdopodobniej budowla, o której mówimy powstała w latach 70. XIX wieku. Majątek był wtedy własnością rodziny Sielewiczów. Postawienie budowli było stosunkowo łatwe – dominium Wróble posiadała zarówno obfity w drewno las, jak i zlokalizowaną w jego pobliżu cegielnię. Mimo tego, Sielewicze byli zmuszeni wystawić swoją posiadłość na licytację w roku 1886. Tak rozpoczęła się długa i intrygująca historia kolejnych bankructw. Dwór we Wróblach, jakkolwiek piękny, był miejscem wyjątkowo pechowym.
Nabywcami dominium Wróble stali się poznańscy kupce Schonlank i Kattner. Następnie wydzierżawili oni majątek niejakiemu Hermanowi Jacobi-Scherbeningowi. Ten we Wróblach się nie utrzymał i dwór po raz kolejny zmienił mieszkańca.
Tym razem został nim Marian Grabowski – przedstawiciel znaczącej na Kujawach rodziny ziemiańskiej. Początki były obiecujące, czasy jednak trudne. Grabski naraził się władzom niemieckim - swoimi wystąpieniami bronił polskiego stanu posiadania. Właściciel Wróbli nie poradził sobie z przeciwnościami i zmuszony był sprzedaż majętność. Chichot historii sprawił, że nabywcą był Niemiec. Rok później porozumiał się on z komisją kolonizacyjną… Całe zdarzenie musiało wywrzeć tragiczne skutki na Marianie Grabskim. Gwałtownie podupadł na zdrowiu i zmarł w 1907 roku w wieku zaledwie 39 lat. Dodajmy, że pech nie ominął także jego dwóch synów, którzy we Wróblach przyszli na świat – Kazimierza i Stefana. W 1940 roku zginą oni w Charkowie z rąk NKWD. Kilka lat temu ustawiono we wsi upamiętniający ich kamień.
Nabycie wsi przez komisję kolonizacyjną stanowiło ważny moment w jej historii. Grunty należące do dworu znacząco okrojono (do 300 ha), co z drugiej strony mogło pomóc w zarządzaniu majątkiem. Dwór będący własnością skarbu państwa, ponownie zaczęli zamieszkiwać administratorzy. Tym, który na dłużej zadomowił się we Wróblach, był Tadeusz Lipowicz. Na swoim stanowisku pozostał aż do 1929 roku. Jego „rządy” to czas długotrwałych sporów z osadnikami niemieckimi, a następnie polskimi.
W 1929 roku zapadła decyzja o dalszej parcelacji gruntów we Wróblach. Jakkolwiek dotychczasowy administrator chciał jej zapobiec, to jednak i jego musiał prześladować pech. W ostateczności przy dworze pozostawiono zaledwie 30 ha ziemi. Majątek znów trafił pod młotek, a nabywcą okazała się Karolina Kalinowska, która tytułowała się hrabiną.
Jak przystało na mieszkankę pałacu – ją także musiał prześladować pech – właśnie wybuchł wielki kryzys gospodarczy. Hrabina nie radziła sobie z sytuacją: zabudowania gospodarcze wymagały remontu, to znowu ktoś skradł jej konia, jakiś robotnik pogroził nożem. We wsi krążyła też legenda jakoby Kalinowska w dworskim parku zajmowała się hodowlą... wilków. Hrabina pisywała pisma do wysokich urzędników, powołując się na rzekomą znajomość z Piłsudskim (miała być sanitariuszką przy legionach), ale na nic się to zdało. Pech z Wróbli znów był silniejszy.
W 1931 roku dwór we Wróblach nabyli Aniela i Piotr Kłyskowie z Poznania. Także i oni nie zabawili tutaj długo. W 1936 roku posiadłość kupił Stanisław Borowiak. Był on w tym czasie burmistrzem Kruszwicy i osobą wielce dla grodu nad Gopłem zasłużoną. To z jego inicjatywy powstały m.in. miejskie wodociągi. W młodości Borowiak należał do błękitnej armii.
Majątek znów zaczął odzyskiwać dawny blask. Lata zaniedbań zostały dość szybko nadrobione. Przyszedł jednak 1939 rok. Po wojnie, dawne dominium okrojono znów o kilka hektarów. Tym samym dwór stracił swoje gospodarcze zaplecze. Stopniowo w ruinę popadały zabudowania gospodarcze, park zaczął dziczeć. Śmierć ostatniego mieszkańca pałacu w 1999 roku przypieczętowała dalszy los budowli.
DOMINIKI ROBAKOWSKI
Fot. D. Robakowski
Serwis pojezierze24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i opinii. Prosimy o zamieszczanie komentarzy dotyczących danej tematyki dyskusji. Wpisy niezwiązane z tematem, wulgarne, obraźliwe, naruszające prawo będą usuwane.
Atrakcja nie ma jeszcze komentarzy, bądź pierwszy!